★ discrust|blog ★

slow fucking life — slow fucking internet

:: takie coś z takim czymś

na styku tektonicznych drgań i wstrząsów, wypiętrzają się nowe kształty – w dyfuzji i sykach, w chmurach i gorącej, pulsującej materii.

Czytaj dalej...

:: czytać gdzie byle...

mikroskopijny wycinek tego, w jakich okolicznościach czytałem niektóre książki. pamięć płata figle, ale niektórych sytuacji i miejsc nie sposób zapomnieć. i zawsze wtedy jest książka pod ręką...

Czytaj dalej...

:: gdy puszczą szwy...

dawno, dawno temu żył sobie krawiec termonuklearnego terroru, niemal wiecznie pijany, notujący coś koślawo, gubiący wątek w jednym miejscu i odnajdujący go po drugiej stronie kaca. lepił zjebane historie, kaleczył nimi siebie i przy okazji innych. zasypiał byle gdzie, oddalał się sukcesywnie – od byle kogo, od wszystkich.

Czytaj dalej...

:: wystarczy być

radiowa Dwójka rozpyla harfową mgiełkę, a wentylator roznosi ją po pokoju. noc trwa. książka, woda z cytryną, diodowe punktowe światło – zestaw pierwszej potrzeby po zachodzie słońca. w głowie przewiew, czy raczej to, co ja lubię nazywać rozwiewem... to ten rodzaj refleksyjnego spokoju, który jak zapach paczuli uwalnia się z siebie, by sobą również wypełnić wszelkie przestrzenie i zakamarki. myślę, że to jeden z najbardziej komfortowych stanów dla umysłu wymęczonego bezsennością, jedna z niewielu form regeneracji w milczeniu, w zapomnieniu o kolcach.

Czytaj dalej...

:: full fart framåt!

crustowo-hardcore'owe piłowanie popołudniowego powietrza, wrzask niosący się przez szeroko otwarte okno w świat betonowych pudełek, mega-mocna czarna kawa i wcale nie ostatnie podrygi lata... na squacie w Antwerpii siedziałbym sobie teraz na DIY tarasie na dachu, paląc wędzonego Druma, gapiąc się w pozginane dziwacznie szyje wielkich dźwigów w porcie, gdzieś na horyzoncie... w Pradze byłbym już pewnie na Žižkově, włócząc się po knajpach ze sforą punków i squatterskich psów, albo ze stacji metra Holešovice (Ukončete, prosím, výstup a nástup, dveře se zavírají... – najpiękniejsza na świecie sentencja ostrzegawcza w zbiorkomie!) szedłbym sobie piechotą w kierunku Mostu Barikádníků, aby nad Wełtawą napić się wina z kartonu (Hradní svíca červená, polosuchá), poczytać książkę i dać się wyciszyć przez oleisty nurt rzeki dzielącej Pragę swym urokliwym zawijasem (a na horyzoncie wzgórza Troi)...

Czytaj dalej...

żelazko

to, co zwykliśmy nazywać czasem, pogrywa z nami permanentnie i w zależności od okoliczności przyrody czujemy się wygranymi, bądź przegranymi w tej absurdalnej potyczce. banał. banał między innymi dlatego, że tak naprawdę pogrywamy z samymi sobą i z naszym wyobrażeniem ta temat tego, czym ów czas jest i jaką pełni rolę w naszym pełzaniu po tym łez padole.

“mój” czas nęka mnie koniecznością gnicia w rozmaitych, niezbyt przyjemnych poczekalniach, w miejscach oczekiwania na wydarzenia, które zasadniczo wpłyną na to, jak będę funkcjonował przez najbliższe lata.

Czytaj dalej...

:: drzewa w lesie do mnie mówią...

bo to jest tak, że słowo las znaczy świat

Czytaj dalej...

:: dziury koronalne

nieco przygłuszony odgłos bębna, niesiony przez echo. znajomy dźwięk, choć rytm i intensywność zupełnie inne, aniżeli wczoraj, rok i trzy wieczności temu.

Czytaj dalej...

:: myślę se

piszę. zacząłem, czy raczej wróciłem do historii składowanych latami, szkicowanych w głowie, mgliście bardzo, bez połączeń nerwowych. zszywam swojego potworka i spróbuję nadać mu kształt, tchnąć w to jakąś żywotność, systematykę i kawałek sensu. nareszcie mam przestrzeń, by wygodnie rozłożyć sobie poszatkowane przez czas fragmenty. izolacja nie służy opowieściom, które powinny się zazębiać, ocierać się, niknąć i rodzić się w dyfuzjach.

Czytaj dalej...

:: [po]smak | [przed]smak

co masz na dłoni? co masz na myśli? mową i uczynkiem strzelamy w powietrze, a zamiast huku słyszymy szelesty poszczególnych historii: ulatują ku górze jak świeżo wykrochmalone prześcieradła, zerwane przez wiatr. falują i unoszą się w jakieś nowe miejsca.

Czytaj dalej...