:: rohlíky s česnekovou pomazánkou

jemy rohlíky z pastą jajeczno-czosnkową. w parku. kawa ze stacji benzynowej. z plecaka wystaje kieszonkowe radio i wypluwa głupie letnie hity; Eva Farna zawodzi:

Cítím pohled v zádech – poslední výdech nádech i to má rub a líc, chtít všechno nebo nic. Všechno nebo nic!

śmieję się i parodiuję jej wokal, a ty się krztusisz rohlikiem i zakrywasz usta. – Ukaaaasz, śmierdzę czosnkiem? – przysuwasz się i całujesz mnie. – noooooo – uśmiecham się i daję ci łyka kawy z mojego kubka.

łapiemy se stopa do Brna, gdzieś za Olomoucem. świat śmierdzi benzyną, wiatrem i naszym czosnkiem. w każdym samochodzie inny klimat, inna muzyka, inne historie. siadamy zawsze razem z tyłu. wiatr wpada przez otwarte okna samochodu i rozwiewa twoje włosy, które omiatają mi twarz... falują maleńkie czerwone kwiatki – rozwiew.

zielone Morawy poprzetykane wioskami i miasteczkami wygrzewają się w słońcu, tańczą pola rzepaku, a żółć i zieleń tego krajobrazu przetykają czasem niebieskie nitki czeskich pociągów. nie śpieszymy się. na horyzoncie, daleko przed nami w czyste niebo wbijają się dwie iglice brneńskiej katedry, panorama miasta rozlewa się wokół.

ktoś wysadza nas blisko centrum. wieczór powoli pochłania okolice miasta. Brno się budzi do nocnego życia o víkendu. wyjmuję z plecaka sweter i zarzucam ci go na ramiona, przytulając jednocześnie. zrobiliśmy sobie całodniową widokówkę. paczula włazi w materię swetra. już cieplej.

 

|discrust