★ discrust|blog ★

slow fucking life — slow fucking internet

:: pęcherzyki

świat butwieje wokół, zmienia nawierzchnię, obumiera w niesłyszalnych cyklach. świat zmienia zapachy, szatę graficzną i zestaw faktur. konkretniej, jedna z patchworkowych części tego świata, maleńka jego część. tak to już jest, że mamy tendencję do nazywania relatywnie dużymi słowami rzeczy małych, czy nawet pomijalnych. mamy swoje mini-zestawy naprawcze, mini-maszynki do marzeń i mini-kłopoty, które przechowujemy w mini-pęcherzykach poupychanych po kątach naszych światów.

Czytaj dalej...

:: absurd oddzielony mechanicznie

Czytaj dalej...

:: WORMROT – Born stupid

 

|discrust

:: rohlíky s česnekovou pomazánkou

jemy rohlíky z pastą jajeczno-czosnkową. w parku. kawa ze stacji benzynowej. z plecaka wystaje kieszonkowe radio i wypluwa głupie letnie hity; Eva Farna zawodzi:

Cítím pohled v zádech – poslední výdech nádech i to má rub a líc, chtít všechno nebo nic. Všechno nebo nic!

śmieję się i parodiuję jej wokal, a ty się krztusisz rohlikiem i zakrywasz usta. – Ukaaaasz, śmierdzę czosnkiem? – przysuwasz się i całujesz mnie. – noooooo – uśmiecham się i daję ci łyka kawy z mojego kubka.

łapiemy se stopa do Brna, gdzieś za Olomoucem. świat śmierdzi benzyną, wiatrem i naszym czosnkiem. w każdym samochodzie inny klimat, inna muzyka, inne historie. siadamy zawsze razem z tyłu. wiatr wpada przez otwarte okna samochodu i rozwiewa twoje włosy, które omiatają mi twarz... falują maleńkie czerwone kwiatki – rozwiew.

Czytaj dalej...

:: Ernst Cassirer – drzazga...

jeden z wysłuchanych ostatnio podcastów nt. filozofii Cassirera (o którym “zapomniałem” naprawdę bardzo dawno temu), obudził we mnie stare fundamentalne dylematy i rozmyślania. od Kanta i neokantyzmu trzymałem i trzymam się raczej z daleka i pewnie musiałbym popełnić z kilka wpisów tutaj, aby to jakoś ogarnąć i wyjaśnić. dość powiedzieć, że osobiście przemawiają do mnie raczej nurty materialistyczne (w kontekście choćby ontologii, czy epistemologii); ontologiczna kategoria Dasein z filozofii słynnego adwersarza Ernsta Cassirera – Martina Heideggera, mówi mi więcej, aniżeli transcendencje tego pierwszego.

Czytaj dalej...

:: takie coś z takim czymś

na styku tektonicznych drgań i wstrząsów, wypiętrzają się nowe kształty – w dyfuzji i sykach, w chmurach i gorącej, pulsującej materii.

Czytaj dalej...

:: czytać gdzie byle...

mikroskopijny wycinek tego, w jakich okolicznościach czytałem niektóre książki. pamięć płata figle, ale niektórych sytuacji i miejsc nie sposób zapomnieć. i zawsze wtedy jest książka pod ręką...

Czytaj dalej...

:: gdy puszczą szwy...

dawno, dawno temu żył sobie krawiec termonuklearnego terroru, niemal wiecznie pijany, notujący coś koślawo, gubiący wątek w jednym miejscu i odnajdujący go po drugiej stronie kaca. lepił zjebane historie, kaleczył nimi siebie i przy okazji innych. zasypiał byle gdzie, oddalał się sukcesywnie – od byle kogo, od wszystkich.

Czytaj dalej...

:: wystarczy być

radiowa Dwójka rozpyla harfową mgiełkę, a wentylator roznosi ją po pokoju. noc trwa. książka, woda z cytryną, diodowe punktowe światło – zestaw pierwszej potrzeby po zachodzie słońca. w głowie przewiew, czy raczej to, co ja lubię nazywać rozwiewem... to ten rodzaj refleksyjnego spokoju, który jak zapach paczuli uwalnia się z siebie, by sobą również wypełnić wszelkie przestrzenie i zakamarki. myślę, że to jeden z najbardziej komfortowych stanów dla umysłu wymęczonego bezsennością, jedna z niewielu form regeneracji w milczeniu, w zapomnieniu o kolcach.

Czytaj dalej...

:: full fart framåt!

crustowo-hardcore'owe piłowanie popołudniowego powietrza, wrzask niosący się przez szeroko otwarte okno w świat betonowych pudełek, mega-mocna czarna kawa i wcale nie ostatnie podrygi lata... na squacie w Antwerpii siedziałbym sobie teraz na DIY tarasie na dachu, paląc wędzonego Druma, gapiąc się w pozginane dziwacznie szyje wielkich dźwigów w porcie, gdzieś na horyzoncie... w Pradze byłbym już pewnie na Žižkově, włócząc się po knajpach ze sforą punków i squatterskich psów, albo ze stacji metra Holešovice (Ukončete, prosím, výstup a nástup, dveře se zavírají... – najpiękniejsza na świecie sentencja ostrzegawcza w zbiorkomie!) szedłbym sobie piechotą w kierunku Mostu Barikádníků, aby nad Wełtawą napić się wina z kartonu (Hradní svíca červená, polosuchá), poczytać książkę i dać się wyciszyć przez oleisty nurt rzeki dzielącej Pragę swym urokliwym zawijasem (a na horyzoncie wzgórza Troi)...

Czytaj dalej...