:: pęcherzyki

świat butwieje wokół, zmienia nawierzchnię, obumiera w niesłyszalnych cyklach. świat zmienia zapachy, szatę graficzną i zestaw faktur. konkretniej, jedna z patchworkowych części tego świata, maleńka jego część. tak to już jest, że mamy tendencję do nazywania relatywnie dużymi słowami rzeczy małych, czy nawet pomijalnych. mamy swoje mini-zestawy naprawcze, mini-maszynki do marzeń i mini-kłopoty, które przechowujemy w mini-pęcherzykach poupychanych po kątach naszych światów.

skalowanie siebie i naszych spraw oraz rzutowanie ich na papier milimetrowy pokrywający coś, co z dziwnych powodów nazywamy “rzeczywistością obiektywną”, oznacza chyba, że mamy / miewamy podskórne pragnienie istnienia przestrzeni wspólnej. ona oczywiście istnieje, ale czy ma znamiona obiektywności jako takiej? wątpliwa sprawa. to, co chcielibyśmy intencjonalnie uznawać za obiektywne (zatem poza naszymi pęcherzykami i mini-[prze]życiami) jest niejako a posteriori gąszczem wymuszonych okolicznościami kompromisów, umów na gębę. pojawiają się rzecz jasna w tym gąszczu ci, którzy ze wszech miar pragną kodyfikacji tych chwiejnych stanów, podpierając się rozmaitymi konstruktami o nazwach pompatycznych i zabawnie wyniosłych; prawo naturalne, szariat, rewolucja kulturalna, proces dziejowy...

tymczasem nasze pęcherzyki maleją bądź pęcznieją, a okoliczności tegoż zawsze w efekcie przechodzą przez ostatni filtr naszych indywidualnych wrażliwości, rozchwiań, wewnętrznych [nie]porządków w zakresach możności, których poziom jest wypadkową tego, co akurat wrzucimy do gotującego się kotła naszych własnych potyczek ze światem. światem bez obiektywnych atrybutów, ale za to oblepionym ze wszystkich stron pragnieniami owej Wielkiej Obiketywizacji. odpryski efemerycznych umów “na zewnątrz” mają czasem na sobie delikatny nalot, który odbieramy jako transcendencję obiektywności, wystrzelenie jej poza nas, w stronę przestrzeni wspólnych, czyli niczyich.

miewam momentami wrażenie, że nasze funkcjonowanie w kategorii sartre'owskiego bytu-dla-siebie często napotyka na poważne tarcia już na poziomie kontaktu naszych pęcherzyków, z pęcherzykami innych. czy inni, to niczyj świat, czy tylko tacy jak my, byty świadome swojego istnienia, na wpół ślepe i głuche, po omacku poruszające się tu i ówdzie?

potrafimy tworzyć relacje, w których stykamy się z innym człowiekiem i styczność owa łączy nasze rachityczne bańki z bańkami tego człowieka. powstają połączenia, mniej lub bardziej stabilne, w wyniku których “zobiektywizowana przestrzeń” traci na znaczeniu w tym sensie, że rzadziej wychodzimy na jej powierzchnię, rzadziej błądzimy w poszukiwaniach bonusowych sensów, celów, drogowskazów. innymi słowy relacja: człowiek-człowiek stanowi jakąś rękojmię, jakiś zastrzał, jakąś asekurację dla obu stron owej więzi.

wypromieniowanie czegokolwiek wspólnego w takiej więzi nie jest ani łatwe, ani nie jest aktem natychmiastowym. ale gdy już się dokona, raz, drugi, wtedy owa wspólnota działań i współodczuwanie stają się stabilnym gruntem w chwiejnym świecie. każdy/-a ma zapewne swoją optykę i swoje instrumentarium do postrzegania tego kotłowania się bytów i świadomości... ... a liście opadają i butwieją, wilgoć pełznie, wsiąkając w grunt i w mury. przyrodnicza cykliczność to dodatkowy, wielce mi przydatny, rzut techniczny, pomocniczy wykres, na którym umiejscawiam zarówno więź jak i naprawianie siebie. to jaka będzie jesień, zima i wiosna ma mocno wtórne znaczenie wobec tego, jaki będę ja, czy ściślej – w jakim kształcie przesunę się w czasie na owym wykresie.

wszelkie inne konstrukcje podtrzymywane z intencją ich połączenia w fioletowej fuzji i promieniowanie zupełnie nową jakością, to coś, co istniejąc, generuje pewien obszar bezpieczeństwa dla połączonych delikatnymi nitkami pęcherzyków. coś, co sprawia, że pomiędzy mną, a światem niczyim tworzy się swoiste “zawieszenie broni”. dlatego kategoria czekania nigdy nie jest u mnie tożsama z inercją, z bierną receptywnością w okolicznościach niezbyt zależnych ode mnie.

tworzenie sobie narracji w obrębie więzi jest kluczowym aktem jej przetrwania, podobnie jak kreowanie mechanizmów ochronnych przed światem niczyim. nie ma to absolutnie nic wspólnego z izolacją, ale raczej z zapobiegliwością, jaka charakteryzuje uważność, gdy próbujemy chronić to, co dla nas cenne. czasem najcenniejsze.

··· podkład muzyczny: Český rozhlas Vltava

 

|discrust