PLAGUE WIDOW — surowy death/grind z Kaliforni przyprawiony crustowym brudem... szybkie, wściekłe kawałki (za wyjątkiem ostatniego, sześciominutowego Drowning Within The Abyss) w mocno schizolskim klimacie; moje pierwsze skojarzenie, to “DYSTOPIA z blastami”.
jest w tym graniu coś właśnie z MAN IS THE BASTARD, czy ze szwedzkiego SIEBENSUNDEN, tyle że w chaos-grindowym sosie. raczej dla miłośników gatunku — nie każdemu:ej siądzie PLAGUE WIDOW.
:: PIEKŁO KOBIET | Wyzwolenie Kobiet, Wyzwolenie Mężczyzn (LP 10'', 1998)
legendarna “dziesiątka” PIEKŁA KOBIET z Łukowa/Białej Podlaskiej, wydana jeszcze w poprzednim wieku... płyta wciąż aktualna w katolandzie nad Wisłą — niestety.
PIEKŁO..., to band związany niegdyś z anarchofeministyczną grupą Wiedźma (i z zinem o tej samej nazwie), w latach 90-tych współtworzący w PL niezależną scenę crust punkową z takimi kapelami, jak INFEKCJA, SANCTUS IUDA, czy HOMOMILITIA.
PIEKŁO KOBIET, to zadziorny thrash/crust z charakterystyczną gitarą i perkusją oraz wszędzie rozpoznawalny wrzeszczący wokal Elwiry. mocny, anarchofeministyczny i antyreligijny przekaz, to ich znak rozpoznawczy na DIY scenie. uczestniczki i uczestnicy zespołu aktywnie angażowali się w ruch pro-choice w PL. tyle lat po wydaniu poniższej płyty, prawa kobiet, w tym prawo do bezpiecznej i legalnej aborcji na żądanie, wciąż stanowią przedmiot politycznych gierek i pyskówek ścierwojadów z Wiejskiej... warto przypomnieć sobie PIEKŁO... w tym kontekście!
HATEBREED w głośnikach i pierwszy naprawdę wiosenny wieczór za oknem. przestrzeń mieszkalna powoli zaczyna nabierać pożądanych kształtów; wymiecione z kątów kurze i książki w stosach oczekujące na ułożenie na regałach.
książki zawsze były najważniejszym dobrem podczas wszystkich przeprowadzek i zawsze na samym końcu lądowały na należnych im miejscach, niejako przypieczętowując cały proces przenosin — książki na półkach zwiastują pewien finisz-start.
sendormeco tranĉas min en malgrandaj pecoj kaj peza kapo falas ĉiam, kiam mi intencas rigardi la ĉielon. kafeino cirkulas tra la venoj; ĝi stimulas kaj elĉerpigas min samtempe. mi provas kapti unuopajn notojn de kvaroneto de kordoj, sed ili forkuras, forlasante la strangan silenton. ie malproksime aŭdeblaj, distorditaj ambulancaj sonoj — ie malproksime eble ies vivo finiĝas...
wrotycz, piołun, kilka krzaków dzikiej róży; zeschłe, zeszłoroczne, nędzne, mokną na deszczu. wessane w pogodowe kaprysy, uśpione, zakorzenione w ubogiej ziemi...
echo niesie ujadania kilku wiejskich kundli, przeszczekujących się nawzajem. poza tym głucha cisza. zagajniki bez ptasich treli, polne ścieżki bez wężowiska rowerowych opon, ni jednego odgłosu pomiędzy domami.
chmury wiszą nad tym ponurym pejzażem, jak mokre ścierki. szarość rozpościera się nad szczytami, mgłą i wilgocią liżąc modrzewie.
w takie dni można w dziwnym stuporze zakołysać sobie łeb, splątać jeszcze bardziej nikłe połączenia z rzeczywistością i wpaść w stan obojętności, w zawiesinę gęstą, pochłaniającą każdą żywą myśl.
AGNOSY, to mocarny stenchcore/crust z UK. kapela, która wypracowała sobie specyficzny styl grania, dzięki czemu mocno wyróżnia się w morzu crustowych zespołów na DIY scenie.
wielu porównuje AGNOSY do TRAGEDY, ale sądzę, że ich granie nie jest kalką ani TRAGEDY, ani innych tego typu kapel. to po prostu solidny kawał crust punka zanurzonego w metalowo-stenchcore'owej zawiesinie; jeśli już miałbym porównywać ich granie do kogokolwiek, to wybrałbym czeskie GUIDED CRADLE...
najbardziej znany kawałek AGNOSY (pierwszy na poniższej płycie: Deceived by Disguise) jest takim papierkiem lakmusowym ich grania — nic dodać, nic ująć! solidny kawałek crustowego mięcha, sprawnie zagrany i dobrze brzmiący! trzeba znać!
Cash Bribe, to zajebista ekipa z Brooklynu, grająca HC/punk starej, dobrej nowojorskiej szkoły i słychać w tej muzie całe dobrodziejstwo tej sceny!
surowe, fajnie zagrane, energetyczne kawałki, przypominające momentami Bad Brains z najlepszych czasów, ale każdy:a lubiący:a takie granie, znajdzie tutaj podobieństwa do innych amerykańskich hardcore'owych kapel. warto znać!
zapachy ściółki i rozbłyski słoneczne skaczące w rytm poruszających się jeszcze bezlistnych gałęzi drzew. Beskidy chłostane porannymi przymrozkami i południowym zalewem słonecznego blasku. puls i oddech Ziemi pod stopami. ptasie trele wymiatane wiatrem poza las...
Black Steel, Tricky'ego w tle, jako wspomnienie, albo dźwięki skądinąd, kto wie... jemy mandarynki na kamiennym murku, a przed nami łańcuch beskidzkiego piękna; mrużymy oczy, wtapiamy się w krajobraz bezwiednie, bezgłośnie. sok kapie na spodnie, a my plujemy pestkami kto dalej.
wróble kotłują się w rozgrzanym słonecznymi promieniami piasku. zabawa, przypływ energii, zwiastujące wiosnę podrygi... płoszą ich ludzkie kroki.
siadam z herbatą i patrzę jak wystawiasz twarz do słońca, jak lekki wiatr zwiewa ci włosy pojedynczymi kosmykami na oczy i policzek. przytulasz się do tego wczesnego przedwiosennego ciepła, wyczekujesz poranków bez przymrozków, pąków kwiatów i ogrodowych porządków.
To krótki odcinek – wspomnienie bliskiego człowieka, który odszedł. Bez ostrzeżenia, bez zapowiedzi... Pozostawiając sporą wyrwę. Jemu poświęcam te kilka słów...