mieliśmy się zobaczyć jutro, Marcin... miałeś jechać do Czeskiego Cieszyna, załatwiać sprawy z Liberte, dzisiaj miałeś być na gigu SQUASH BOWELS...
kiedy odchodzi ktoś bliski, z kim dzieliło się zainteresowania, poglądy, działania, gusta muzyczne, zamiłowanie do włóczęgi...
... wtedy w głowie jest tylko rozjeb i pustka. i niewiara w to, że Cię już nie ma, przyjacielu!
mieliśmy się spotkać, ustalić wreszcie kiedy zaczynamy grać, kiedy robimy próby kapeli grind/sludge... mieliśmy jechać razem do Pragi na Tydzień Aktywności w maju...
dziś dwie czeskie kapele, na które warto zwrócić uwagę...
INTERPUNKCE, to punkowa banda z czeskiej Pragi grająca meeeega energetyczny hardcore punk. kto choć raz liznął kawałek czeskiej/słowackiej DIY sceny HC/punk, doskonale wie, że muza czechosłowackich kapel jest specyficznie żywiołowa, charakteryzuje się szybkimi tempami i takim pazurem, który trudno opisać, a który to pazur momentalnie, po wysłuchaniu jednego, czy dwóch kawałków kojarzy nam się właśnie z tamtymi stronami; INTERPUNKCE jest klasycznym przykładem “czeskiego grania”.
pierwsze z brzegu skojarzenia, jakie pojawiają mi się w głowie, gdy ich słucham, idą w kierunku SEE YOU IN HELL z Brna, słowackiego ADACTA, czy nawet (częściowo) GRIDE. po prostu solidny kawał hardcore/punkowej plomby z mega ciekawymi, zaangażowanymi tekstami.
po wysłuchaniu tej EPki naprawdę ma się ochotę na więcej, dlatego warto posłuchać innych ich DIY produkcji. jak dla mnie — ogień!
czeski GARLANDS w głośnikach i mięta w kubku.
paczula tworzy barierę ochronną przed wilgocią wypełzającą spomiędzy pęknięć na ścianach starych budynków; otwarte okno, wietrzenie łba, myślo-wentylacja...
stoję pośrodku kuchnio-salonu, wszędzie wokół bezmiar burdelu. zastygłe graty nie ułożone w półkach, nie rozpakowana, nie skręcona komoda, puste butelki, składane krzesła, stos ubrań na szarym fotelu, truchła much przyklejone do moskitiery na oknie.
Stāte of Feär — nic dodać, nic ująć. absolutna czołówka amerykańskiego crusta, prosto z Minneapolis. kapela, która w latach 90-tych na stałe wpisała się w światową DIY scenę i wciąż pozostaje symbolem wszystkiego co najlepsze w crust punk brudach.
kaseta Stāte of Feär, którą wieeeeele lat temu wydał Martin z czeskiego Malarie Records, przeorała mi łeb totalnie i zdarłem ją, słuchając setki razy. obok takich bandów, jak NAUSEA, HIATUS, DISRUPT, czy DOOM, Stāte of Feär było wtedy filarem crust grania.
warto również zapoznać się z LP-składakiem Tribute to State of Fear, na którym 21 kapel z całego świata rżnie covery chłopaków z Minneapolis.
wylały się dziś ze mnie hektolitry opowieści, które od jakiegoś czasu zszywam w jedną całość. ścieg mocno punkowy, ale [chyba] na tyle trwały, aby nie rozpadło się to przy pierwszym wynurzeniu na powierzchnię.
po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna dogadałem się z samym sobą podczas sklecania rozedrganych akapitów; miłe uczucie: nie wykłócać się z samym sobą, nie licytować się, pozwolić sobie na spłynięcie wartkim nurtem, poczuć zawirowania, energię, dostroić się do tego, co mnie opuszcza.
myślę na wpół po polsku, na wpół po czesku. bez pośpiechu, bez oczekiwań, bez odrywania wzroku od rzędów liter w edytorze. sam.
Jestem intruzem
Wchodzę nieproszony
Z buta w waszą hipokryzję
W ten cały system popierdolony
SCHIZMA zawsze była ścianą dźwięku i przekazu i nigdy ten drugi element nie stanowił tła, dodatku. teksty SCHIZMY wychowały setki hardcore/punk dzieciaków na scenie, zawsze stanowiły kastet, rozwalający ryj społecznej znieczulicy, apatii, imposybilizmu, marazmu, państwowej presji i rasistowskiej zarazy.
SCHIZMA do dziś jest wierna ideałom, wciąż współtworząc scenę hardcore, swoim przesłaniem docierając do nowego pokolenia HCpunk kids.
tak, to normalne i możliwe, aby po tylu latach być wiernym swoim poglądom i pewnym wartościom. tak, to bzdura, że czymś naturalnym, wpisanym w tzw. “kolej rzeczy” jest “wyrastanie z głupot”, że bunt i niezgodę na zastaną rzeczywistość trawi się tylko kilka lat w okresie młodzieńczych podrygów, a potem wyrzyguje się to wszystko, moszcząc sobie wygodne gniazdko w społecznie akceptowanych kojcach. na smyczy kredytu i w kagańcu społecznych konwencji.
[...] Państwo, to abstrakcja pożerająca życie ludu. Lecz żeby abstrakcja mogła się narodzić i rozwijać i trwać w świecie realnym, trzeba by istniało realne ciało zbiorowe, zainteresowane w istnieniu tej abstrakcji. Nie mogą nim być masy ludowe, skoro to one są ofiarami. Musi to być grupa uprzywilejowana — kapłańskie ciało państwa. Klasa rządząca i posiadająca, która w państwie jest tym, czym dla religii jest klasa kapłańska, księża w kościele.
W takim razie bunt przeciwko temu narzuconemu dobru jest czymś nie tylko naturalnym, ale i usprawiedliwionym. Bunt taki nie jest złem. Przeciwnie — jest dobrem, albowiem nie ma dobra poza wolnością, a wolność jest źródłem koniecznym, warunkiem wszelkiego prawdziwego dobra, źródłem wszystkiego, co godzi się nazwać dobrem. Co więcej — dobro, to nic innego, jak tylko WOLNOŚĆ! [...]
:: acquaint me of your dreams I cherish them set me free...
Where the light begins to bend
Absence of darkness has no end
And it burns it fucking burns
Relish the fire on the sand
That withers out like the earth
In your hands I watch them drown
Immerse my fears and all my doubts
Where we stop the water starts
Offering gently our precious hearts
We abolish both our masks and unknowingly make a pact
Amidst the forest we calm our heads where leaves and dirt mold childlike beds
With whom we trust like the ground
To hold us up and keep us bound
We are lost and we are scared
And we speak with no sound
Our latent romance sweetly shared
All the animals are free to breathe
We cradle them into the breeze
The wild preserves our innocent hearts
With playground souls ardent to part
Where we swam with the trees among the branches through the leaves
Acquaint me of your dreams I cherish them set me free
ostatni letni powiew Žižkova, przez tramwajowe okno omiatający zmęczoną gębę i przekrwione oczy. wysiadka i bryła hlaváka wypełnionego ludźmi oraz fastfoodowym smrodem. tak się wszystko kończy i zaczyna.
Praha hl.n.→ Praha-Libeň → Pardubice hl.n. → Olomouc hl.n. → Ostrava-Svinov → Ostrava hl.n. → Český Těšín
z miejsc określonych, dotkniętych, znalezionych — w miejsca splątane do granic możliwości. z miejskiej anarchii, wprost w toń gęstą, w głębię ohydną. dwie podróże w jednej. tysiąc zanurzeń na nędznym wdechu. milion utonięć i trupia cisza. jego trup. moja cisza.
dosiadła się w ostatniej chwili. zasępiona, zmachana, ciągnąca za sobą chłopca wyglądającego na sześciolatka. zostaw-to-nie-ruszaj-chodź-tu-nie-mam-już-sił-do-ciebie — wyplute po czesku jak z karabinu.
udawałem przed samym sobą, że nie zauważyłem kątem oka, gdy z torebki wyjmowała książkę. kafkowskie Listy do ojca. udawałem, że to nie ta książka. zrobiłem łyk cierpkiego wina z kartonu i spadłem momentalnie w przepaść. głucho. na zawsze. znowu na zawsze. gdzieś za Pardubicami udało mi się wyleźć na skraj czegoś uspokajająco miękkiego.
tuż za polami rzepaku, mały zagajnik. tam mnie rzuciło. zmielonego i rozpierdolonego na setki małych kawałków. zielony, emanujący przyjemnym chłodem placek na skraju rzepakowego morza żółtego. brzozowy szelest i łacińskie nazwy traw i ziół pomiędzy konarami.