★ discrust|blog ★

slow fucking life — slow fucking internet

:: skorupa

trzeba to wszystko rozdrapać, w szaleństwie, w bezsilnym wkurwie. nie ma nawet jak wpatrywać się w horyzonty i inne orientacyjne znaki, gdy przez szklistą taflę widać tylko czarne grudy lepkiej ziemi, jeden wielki strup. nie masz, kurwa, dokąd pójść... w zmęczonej głowie ogłupiająca litania do ciszy i spokoju. powtarzana bez końca, bez początku, bez sensu. dialog ze strzępami samego siebie, dialog ze ścianą, słowa wymiętoszone, zużyte, gówno warte. niczemu nie nadasz sensu, gdy wszystko wokół się trzęsie, rozsypuje, przewraca. noce rozciągnięte w lata, niekończące się atrapy słów wypadające z głowy, ze spierzchniętych ust, walające się na podłodze. nie ma nawet po co rozglądać się wokół. nie ma żadnego wokół.

Czytaj dalej...

:: książka zamiast zniczy

nie chadzam 1 listopada na cmentarze. to nie ma najmniejszego sensu. celebracja tego dnia w wydaniu katolickim jest dla mnie totalnie pozbawiona refleksyjności i na nic zdadzą się tutaj bełkoty o “zadumie nad przemijaniem” i “wspominanie tych, którzy odeszli”. w naszym kręgu kulturowym paszą metafizyczną w takich dniach jest hodowany z upodobaniem i rozkoszą lęk przed śmiercią, a nie namysł nad nią, jako nad immanentną częścią życia. mój ateizm nie ma tutaj absolutnie nic do rzeczy. nie mam zamiaru nim epatować na niekorzyść katolickiej, stadnej kotłowaniny cmentarnej w oparach śmierdzącego wosku i sztucznych chryzantem. cały śmietnik po “tym dniu” wygląda dostatecznie smutno, by pastwić się niejako obok szczątków ludzi już zmarłych. niech chociaż pamięć o nich jest wolna od ludycznych, zbiorowych ruchawek.

Czytaj dalej...

:: stones from the sky

czas, płynność, cisza kamienie z nieba

Czytaj dalej...

:: ławeczka

kiedyś sam zrobiłem prostą ławeczkę na skraju lasu. wziąłem z domu wymierzoną uprzednio sosnową deskę i dwa kawałki służące jako wsparcie. deskę wpasowałem między dwie brzozy rosnące jakieś półtora metra od siebie. po obu stronach, tuż przy brzozowych pniach, podłożyłem dwa kawałki podpierające siedzisko, wypoziomowałem całość i usztywniłem czterema solidnymi klinami, po dwa na każdą stronę. ławeczka była stabilna, a przy okazji nie kaleczyłem drzew gwoździami. stoi do dziś. od lat. przyłażę tam, aby posłuchać lasu, albo radia z dalekich stron. widzę z niej czubek dachu mojego starego domu pod lasem. kiedyś dosyć często w klapkach, z poranną kawą w termosie, łaziłem tam, by usiąść i pogapić się na beskidzkie szczyty.

Czytaj dalej...

:: anatema

w odpływach zdrowego rozsądku rodzą się twoje piramidalne fałszywki. kolekcjonujesz je z upiorną cyklicznością, upajasz się nimi, wymacujesz je w kieszeni, w głowie, upewniasz się, że są na miejscu, że wpędzają cię w paranoiczne stany uniesienia. rozmazane obrazki bez konturów, na tyle sugestywne, by uruchomić pod twoją czaszką kaskadę wymyślonych naprędce koincydencji. na jałowej pustyni, jaką jest twój łeb, każdy majak zakorzenia w tobie quasi-pewność, że te wykoślawione kadry, to coś bliskiego prawdzie, coś co stoi choćby w jej cieniu. to taka radość bez uśmiechu, zimna satysfakcja. krótki dialog z samym sobą, niewiele znaczący bełkot, zakończony żałosnym: tak! miałem rację!...

Czytaj dalej...

#4 [myśl i mowa] – TAK TYLKO TAKTYLNIE ★1

Tak Tylko Taktylnie, to pierwsza odsłona rozmów z Anią, rozmów o wielowymiarowości najważniejszego – co postaramy się udowodnić w tym słuchowisku – zmysłu jakim jest dotyk. Zmysłu szeroko rozpiętego pomiędzy paradoksami i kontrastami. Niezbędnego do przeżycia i jednocześnie tak mocno niedocenianego w świecie zdominowanym przez modalność – wzrok.

Czytaj dalej...

:: topielec

niekontrolowany wślizg w ściek. zahaczam jeszcze mimochodem o żeliwną kratkę i... plusk! czasoprzestrzeń wykoślawia się i więzi mnie tam na całe eony. nie wiem, czy oddycham, czy walczę o przetrwanie. zamykam instynktownie oczy. cisza. nic nie rwie łba na strzępy. wszystko jest oleiście płynne, chce mi się spać...

dopiero ostra szpila bólu wybudza mnie z tego odrętwienia. panika, zachłyśnięcie się, chaotyczne ruchy...

lubię nocą skręcać papierosy po ciemku. nie widząc filtra, bibułek i szczypty tytoniu. kilkanaście sekund i żar na moment rozświetla tę jebaną noc trwającą w głowie całe lata. zza okna wpełza ciężkie, wilgotne powietrze. nie orzeźwia. nie daje tlenu. oblepia ściany...

Czytaj dalej...

:: [myśl i mowa] | Tak Tylko Taktylnie. nowa seria tuż tuż! – zapowiedź

niezmiernie miło jest nam poinformować o tym, że już za chwileczkę, już za momencik opublikujemy pierwszy odcinek NOWEJ SERII podcastu [myśl i mowa] o nazwie: Tak Tylko Taktylnie!

Czytaj dalej...

:: opuszki

pamiętam twoje palce. pamiętam wszystkie tła. pamiętam sploty. gdy przychodzi mi krzyczeć nie swoim krzykiem, niechcianym zupełnie, pod powiekami krajobraz sensoryczny rozwijam i znowu cię mam w otoczeniach, w kręgach, w powrotach. w mnogości cię mam, jak nikt inny, nigdy. wyłażę powoli na słońce krok za krokiem za tobą, z tobą. nic nie mówimy, nic a nic. najwięcej mi mówi to, że jesteś, a twoja skóra pachnie równie cicho... krążę myślami, byle dalej od tych kłujących żądeł i sam się głaszczę twoją dłonią, spiralnie wpadam w ciebie. płynnie, spokojnie. gdzieś echem odbijają się głuche trzaski dryfujących, zrujnowanych łodzi, z oderwanymi kotwicami, bezpańsko sunących nigdzie. a ja mam ciebie dzień za dniem dmucham w ten żar i ciebie mam...

Czytaj dalej...

:: halny

pada. szumiąca jednostajnie ściana deszczu. rozlew. przypomina mi się życie w lesie i ciężkie krople bębniące o dach drewnianego domu, który jęczał i trzeszczał przy większych podmuchach wiatru. pracował całą noc pod naporem halnego wiejącego od Słowacji. leżałem wtedy, gapiłem się w “trójkątny” sufit, a radiowa Dwójka w Muzyzcznej nocy Euroradia próbowała przebić się przez dudnienie wiatru.

Czytaj dalej...