:: idziesz?

HATEBREED i SCHIZMA na słuchawkach... prostota, szczerość, wściekłość i hardcore najlepszej próby. oczyszczająca dawka energii, płomień wypalający sentymenty.

morza rozstępują się tylko w bajkach i w mętnych mitologiach. tu i teraz trzeba przeorać sobie ścieżkę własnymi wywrotkami i próbami utrzymania pionu. bez zbędnego pierdolenia ulatującego w przestrzeń niczyją, bez dmuchania w stronę chmur, ze śmieszną nadzieją ich rozproszenia. bez politowania godnych zlepków patykowatych oczekiwań. człowiek tym więcej widzi, im wyżej unosi głowę i im szerzej otwiera oczy; fantasmagorie pod powiekami puchną, ograniczają pole widzenia i czynią z nas ślepców.

nie pierwsze to i nie ostatnie przeprawy przez miejsca, gdzie można skręcić sobie kark i zjebać się na sam dół. żadna to nowość. ważne, by z szacunkiem do siebie i innych trzymać się mocno na nogach, by nie dać się przewrócić byle podmuchom i byle złudzeniom. unikać ruchomych piasków i drżących na horyzoncie fałszywych oaz obiecujących pięknie majaczące nic.

trzeba trochę przeczołgać się po tym pieprzonym świecie, aby pewne oczywiste z pozoru rzeczy stały się widoczne w całej swej okazałości, w skali 1:1. banał. ale cały ten nasz spektakl składa się widocznie z takich właśnie prozaicznych klocków i niewiele w tym wszystkim finezji, ozdobników, falbanek i innych fajerwerków.

tak kurewsko trudno dotykać tych truizmów, gdy umykają nam one w codziennej plątaninie koślawych procesów chcenia, w serpentynach oczekiwania na finalne coś. tymczasem cała scena z naszym teatrzykiem sunie do przodu; aby nie stracić równowagi, musimy łapać pomocą dłoń i samemu w owej chwili stawać się podporą. trzymać się mocno w uścisku. we wzajemności.

wtedy łatwiej ominąć przeszkody, głupich i toksycznych ludzi, wtedy łatwiej naprawiać błędy – w sobie i dla siebie. wtedy łatwiej uczynić zadość, wyprostować to, co się spierdoliło. odetchnąć i poczuć, że jeszcze warto być spójną strukturą flaków, kości i szczerych myśli.

z zaciśniętymi zębami przetrwać i nie gubić po drodze tego, do czego naprawdę się dąży.

jesteś obok? jesteś tutaj? bo ja jestem. posiniaczony, poobijany, brudny, ale nigdy na kolanach, wciąż trujący sobie drogę do przodu.

zbyt krótki ten żywot, by marnować go na gnicie w zastoju, by w inercji udawać, że permanentny wyciek marzeń i planów między palcami, to coś normalnego.

idziesz?

××× podkład muzyczny: HATEBREED, SCHIZMA, AGNOSTIC FRONT, SICK OF IT ALL, WALLS OF JERICHO, THE LOWEST

 

|discrust