:: wykresy

śpij. staram się nie poruszyć, aby cię nie obudzić. pod moimi palcami pulsuje miarowo twoja skroń, pulsuje ostrymi, zdradliwymi graniami i cyklonami podłymi, gorzkim posmakiem dezorientacji i zimnym strachem. z każdym oddechem opuszczają cię te złe mary, niechciane pijawki wysysające siły i syczące złowrogo obce lamenty... nasze dłonie w splocie ciepłym, fioletowym. śpij.

rankiem rój drobiazgów wokół. kawa, dotknięcie palcami twoich palców, gdy przechodzę obok, gryzek kanapki od ciebie, nucenie melodii z radia, gadanina codzienna, prozaika rzeczy małych i zwyczajnych. gest. bliskość. słowo. tak się robi więź, tak się składa to, czego w chwilach wieczornych uniesień wszelakich nie sposób ubrać w semantykę. tak się robi ciepło.

te nasze górskie niszczycielskie wichry wymiatają czasem wszystko wokół, łamią nam nogi i głowy, męczą, wyprowadzają nam świat z równowagi. wtedy trzymam cię zwiniętą w kłębek, całkowicie ukrytą, bezpieczną. kruchość za ostrymi kolcami. pachnąca kawą i śniadaniem wyfruwasz sobie gdzie byle. nie ma szklanego klosza, nie zderzysz się z przezroczystą, zdradliwą barierą. leć wyżej i wyżej! patrzę w górę i wiem, że to ty.

spokój nie potrzebuje finezji. spokój chce tylko przestrzeni bez drżeń, by rozlać się swobodnie. spokój łaknie kolacji razem i książki czytanej ci przed snem, spokój lubi, gdy rzucamy rano “miłego dnia!” i “dobranoc, miła” przed skokiem w senne serpentyny.
mam cię w tysiącach okruchów codzienności. tak jest dobrze.

 

|discrust