:: pancerzyki

a w nocy, przez maleńką szparę pomiędzy drzwiami pokoju, a progiem, suną w zygzakowatych rzędach maleńkie czarne pancerzyki. pozostawiają za sobą lekko pomarańczowe, fluorescencyjne nitki, czasem przecinające się ze sobą, czasem z chaotycznymi odnogami donikąd. nikt nie wie skąd i dokąd prowadzą owe mikro-ścieżki. wątpliwe nawet czy ktoś je zauważa. w każdym razie na granicy dnia i nocy cała podłoga lśni pomarańczową pajęczyną. wędrówki pancerzyków kończą się jeszcze przed nastaniem świtu. gdy śpisz, gdy nic cię nie obchodzi, gdy cię nie ma, dzieją się rzeczy, których nie dostrzeżesz. w ciągłych cyklach dzienno-nocnych ta dziwaczna procesja powtarza się setki razy. może są to opowieści, pozbawione ludzkiej artykulacji historie pełzające po drewnianej podłodze. cholera wie.

każdy pozostawia takie ślady gdzie byle. ich mnogość i splątanie sprawiają, że nikt już nie zwraca na nie uwagi; jakby z perspektywy ludzkiej maszynerii postrzegania był to szczegół nie wliczający się w jakiekolwiek kalkulacje odnoszące się do tych wszystkich życiowych palpitacji.

mówisz dwa słowa, albo trzy i po kilku oddechach znikasz. w uszach szum nocnego pociągu; pociągnięcie smyczkiem po trakcji. snop iskier, syk i smród ładunków ulatujących w niebo. preludium do nocy o dziwo spokojnej, wypełnionej zastojem, inercją. pociąg znika, a w stożkowym snopie światła latarni zimny asfalt meni się tęczowymi plamami benzyny. poza tą świetlną bryłą nawet asfalt przestaje być. wyobrażam sobie to niebycie, nie będąc w miejscu, które sobie wyobrażam.

ktoś mi kiedyś gadał o istocie świata, z zabawnie bezczelną lekkością, jakby mówił o zasadzie działania maszynki do mięsa. i rzeczywiście ten potok słów formował się w gęstą, zmieloną, bezkształtną masę wypadającą z jego ust na podłogę, tworząc gigantyczną górę lepkiego czegoś... słuchasz mnie? – kątem ucha usłyszałem zza góry tego gówna, gdy byłem już dosyć daleko. słucham, słucham...

noc służy do milczenia na wszelkie sposoby. niech sobie bezgłośnie suną pancerzyki, niech ci nabazgrzą na podłodze wzorów milion. tylko w infradźwiękowym pułapie słychać Pomruk Główny, poza granicami trakcji, iskier, snów i poza tobą. poza mną, siłą rzeczy, też, bo mnie nie ma. jestem zaśnięty nie przez siebie, nie przez siebie widzę to wszystko. pewnie jestem jednym z pancerzyków, które zostawiają ślad, którego nie zobaczysz, gdy się obudzisz.

 

|discrust