:: XINDL X | V blbím věku
dnes je zvláštní den, poslouchám kokotiny... jen to nikomu neříkejte, prosím!
slow fucking life — slow fucking internet
dnes je zvláštní den, poslouchám kokotiny... jen to nikomu neříkejte, prosím!
tych wariatów przedstawiać nie trzeba. ENDLESS SWARM, to potężny szkocki kop w ryj solidną dawką powerviolence/grind miazgi! ta ekipa z Edynburga, to kwintesencja tego, co w powerviolence najlepsze: jest ultra-głośno, ultra-szybko, blastowo, z mrowiem połamanych rytmów i hardcore/punk energią as fuck! mega plusem jest realizacja nagrań i ogólnie zgranie zespołu. nie mamy tu do czynienia z 235-tą demówką z raw punk hałasem, z którego ni chuuu nie da się nic dźwiękowo wysupłać – zajebiste brzmienie ENDLESS SWARM, to duży atut. co tu dużo gadać – 666% DIY powerviolence punk!
szwedzki szeleści z głośników. powtarzam na głos frazy z kolejnych lekcji, w głowie tworzą się nowe, językowe szufladki; wsłuchuję się w to, co wymawiam, oswajam się z brzmieniem szwedzkiej mowy, z tym miękko-twardym skandynawskim akcentem. do porannej kawy włączam Sveriges Radio P2, a audycja Klassik morgon rozlewa się po pokoju... pomiędzy klasycznymi utworami — nowe słowa, mowa, nowe brzmienia. kocham języki!
pamiętam, gdy przed wielu, wielu laty, napisałem swój pierwszy nie anglojęzyczny list do kogoś z zagranicy. był to list w języku Esperanto, adresowany do Norvega Esperanto Asocio (Norweskie Stowarzyszenie Esperanto). dlaczego Norwegia? czysty przypadek. w kafejce internetowej znalazłem adres NEA i po prostu postanowiłem napisać swój pierwszy list w Esperanto akurat do nich. dziś na co dzień używam czeskiego, rosyjskiego, Esperanto, a od święta słowackiego, ukraińskiego i języków bałkańskich. nie wymieniłem angielskiego, bo za nim nie przepadam. nie jest to, rzecz jasna, jakaś niechęć lingwistyczna. angielski po prostu stał się na przestrzeni ostatnich stuleci kulturowym narzędziem kolonizacji komunikacji międzyludzkiej, jak niegdyś łacina, greka, czy każdy język pretendujący do roli dominującej na danym obszarze kulturowym.
parująca herbata w dzbanku na drewnianym stole. pachnie dziką różą. perlą się na stole krople rosy. chłód poranka, posmak razowego chleba na języku. detale, pojedyncze dźwięki wsi i nieregularne podmuchy wiatru — wszystko to dociera do mnie nieśpiesznie, wnika w puchową otoczkę dnia, czyni szczegóły wyraźnymi. siedzę przed domem, piję herbatę i w myślach kroję dzisiejsze plany na mniejsze kawałki. GODFLESH monotonnie nadaje rytm tym myślom. jest przyjemnie zimno, a ciepło naparu równoważy temperatury; przymykam oczy na moment, poruszam palcami u stóp, odchylam głowę i czuję się cały, całością ową przytulony do siebie. sam ze skrawkiem dziejącego się prowincjonalnego świata.
czarny śnieg w bezwietrznych labiryntach ulic. mroźny bezgłos i wolno opadające płatki czerni tworzą atmosferę ciszy ostatecznej, jakby ktoś potężną dłonią sypnął miastu w oczy węglowym pyłem i uśpił eterem na zawsze. miasto zdycha – cicho sza!
Black Flags Over Brooklyn, to legendarny już nowojorski fest, który odbył się w 2019 roku, skupiając zespoły grające ekstremalny metal, grindcore, crust i inne rodzaje metal-punkowej ekspresji, z jednoczesnym bardzo wyraźnym przekazem antyfaszystowskim i pro-choice.
ACxDC (Antichrist Demoncore) w słuchawkach, ściana wrzasku, o którą rozpierdalają się tony rozdrażnienia i wkurwa natury wszelakiej. tak, powerviolence może koić nerwy. czasem robi to z subtelnością huraganu, ale mniejsza o detale.
nie boli, więc robię przy kawie kolejną lekcję szwedzkiego, słucham Радио Свобода, układam w głowie konspekt podcastu, który będę na dniach nagrywał. potem garść notatek porządkujących łeb na potrzeby najbliższych psycholo łamigłówek...
FUCK THE FACTS usłyszałem pierwszy raz w 2002 roku, gdy podczas jakiegoś DIY punk festu w Czechach kupiłem sobie ich split EPkę z włoskim KASTRATEM. ten 7-calowy kawałek winylu rozjebał mi głowę doszczętnie i od tamtej pory łykam wszystko, co wydaje ten świetny band z kanadyjskiego Quebecu!
totalna miazga! chłopaki z Florydy serwują mega brutalny math/mad grindcore na solidnym death metalowym podglebiu.
gęste, pokombinowane do granic możliwości riffy, skomplikowany układ kawałków, połamana i bardzo zakręcona rytmika z ultra-szybkimi blastami (pałker jest zdecydowanie mistrzem w napierdalaniu równiutkich sekcji, gra jak w zegarku!).