:: Sylvia Plath na samej górze stosu z książkami
HATEBREED w głośnikach i pierwszy naprawdę wiosenny wieczór za oknem. przestrzeń mieszkalna powoli zaczyna nabierać pożądanych kształtów; wymiecione z kątów kurze i książki w stosach oczekujące na ułożenie na regałach. książki zawsze były najważniejszym dobrem podczas wszystkich przeprowadzek i zawsze na samym końcu lądowały na należnych im miejscach, niejako przypieczętowując cały proces przenosin — książki na półkach zwiastują pewien finisz-start.
wtedy można usiąść spokojnie, ogarnąć wszystko wzrokiem i nagrodzić się małymi porcjami spokoju. bywa jednak tak, że te momenty wytchnienia nie niosą radości, a raczej pustkę. brak szarpie na wszystkie strony, wtłacza w otępienie, spowalnia, męczy. zależy, co się traci. zależy, co się ma. ciężko jest się wystrzegać nazbyt radosnych lotów w przestrzeniach uznawanych za bezpieczne i przytulne, dopóki nie poczuje się nieoczekiwanych podmuchów. ot, turbulencje. вот, пиздец...