żelazko

to, co zwykliśmy nazywać czasem, pogrywa z nami permanentnie i w zależności od okoliczności przyrody czujemy się wygranymi, bądź przegranymi w tej absurdalnej potyczce. banał. banał między innymi dlatego, że tak naprawdę pogrywamy z samymi sobą i z naszym wyobrażeniem ta temat tego, czym ów czas jest i jaką pełni rolę w naszym pełzaniu po tym łez padole.

“mój” czas nęka mnie koniecznością gnicia w rozmaitych, niezbyt przyjemnych poczekalniach, w miejscach oczekiwania na wydarzenia, które zasadniczo wpłyną na to, jak będę funkcjonował przez najbliższe lata.

★★★

nabierasz powietrza, przełykasz ślinę. zaciskasz zęby. najmocniej jak się da. dobrze jest zamknąć oczy, wyłączyć wszelkie wyobrażenia, oprócz tego, że przygotowujesz się na przypływ fali, która może cię zmieść w jednej chwili i rzucić tobą jak zabawką chuj-wie-gdzie. najlepiej trzymać coś w zaciśniętych pięściach. cokolwiek.

w czasie największego sztormu, dźwięki z otoczenia docierają do ciebie połowicznie, są zniekształcone przez wrzask w środku, gdy walisz łbem o swój własny próg bólu. jest, kurwa, niezbyt przyjemnie... wyobrażone żelazko nieznośnie powoli wytraca temperaturę. minuty rozciągają się jak guma do żucia – ciągnący się bezsmak, który trzeba będzie jeszcze kilka razy przeżuć, by wreszcie wypluć i otworzyć oczy, rozprostować zdrętwiałe palce...

potem znowu poczekalnia. siadasz na niewygodnej ławce, otoczony innymi niewygodnymi ławkami. szanse na normalny sen – śmiesznie małe. nadmiar pęczniejących dni w głowie i szarpiąca ją bezsenność sprawiają, że zogniskowanie jakiejkolwiek myśli, to mglisty, żenujący teatrzyk. robisz literówki, zapominasz daty, wkurwiasz się na siebie, na siebie, na siebie... dawno nie myte okna poczekalni. brudny świat. brudny świat, kiedy się czeka.

★★★

gdy żelazko ostygnie, można zagłaskiwać żywą tkankę. można szeptać. można uciec do lasu. wtedy przewiew dotlenia pijany od bólu mózg, otoczenie wokół nabiera konturów, rozpoznawalności... powiewy wiatru chłodzą rany. coś, co przenigdy nie opuszcza mnie nawet w najbardziej granicznych momentach, żarzy się w środku nieustannie i nigdy, kurwa, przenigdy nie pozwolę temu zgasnąć! jeszcze tylko kilka tygodni...

Harry Wu, więzień chińskich, komunistycznych obozów pracy, człowiek, któremu laogai zrujnowało zdrowie i życie, przeżył tysiące gorszych koszmarów, niż “moje żelazka”. i gdy syczę z bólu, gryząc język, zawsze mam w głowie jego słowa:

Choćbym miał milion przeciw sobie – idę naprzód...

··· podkład muzyczny: DREAD (Lustmord) – In Dub

 

|discrust