:: zanik
mówisz, że tamten Žižkov pozostawił po sobie jeszcze parę miejsc, po których włóczyliśmy się bez końca, miast gnieść się w sobotnich, nocnych tramwajach. pytanie, czy wrócę jest nie na miejscu. nie ma miejsca — nie ma pytania. wysłane książki mimo wszystko pachną mi miastem, squatem, rzeką...
wieczorami wsiadam w pociąg, bo tylko tam te historie wypełzają powoli, w rytm stukotu kół. tylko tam zacieki na oknach wagonów stanowią integralną część pejzażu; to nie brud. wysiadka na pustym peronie, skąpanym w deszczu i nocnej wilgoci. długaśne jęzory lamp liżą trakcję i beton. miasto w mroku. nikt nie czeka. ja też nie czekam...
połączone byle jak miedzianym drutem, wydarzenia zaszłe i niezaszłe, nie pasujące do siebie kawałki materii trzeszczące na liniach styku. stare ślady po taśmie klejącej, po jakoś-to-będzie. próchnieje to wszystko w deszczu, wygrzewa się w słońcu i znowu pęcznieje pośród wilgotnych nocy. zmęczenie materiału. syczy wściekle przegrzana aparatura do nocnego przypiekania tkanek, smród oblepia wszystko wokół, zapiera dech. i tak, na permanentnym wdechu, dusząc się oparami-zwidami, wpadam pod pociąg, pod stukot, pod świst.
bezsen miesza w tej plątaninie powidoków i dźwięków. każdy krok jak piekące smagnięcie, każdy krok — dalej i dalej od nadmorskich, ciepłych burz.
··· podkład muzyczny: Dissekerad, Meanwhile, Verdict, Ääritila