:: wylinki

nasze linie papilarne nic nikomu nie mówią, nie zostawiamy śladów; w każdym motelu jedynie kilka oddechów i okruchy jedzenia. wyjeżdżamy o poranku, a przydrożny żwir chrzęści [nam] pod kołami. jedziemy na zachodnie wybrzeże, wtopić się i zmienić skórę, zrzucić wylinki, patrząc w ocean... potem północ obiecana i piękno Santiam State Forest; zamienimy się w zieleń Oregonu, znikniemy im wszystkim!

jesteśmy mniej ufni, niż kojoty ostrożnie podchodzące w naszym kierunku, gdy rozwaleni wieczorową porą na dalekich przedmieściach San Francisco, jemy przy niewielkim ognisku kolację. rzucasz im kawałek ciasta, a ja patrzę na twoje zakurzone dłonie i włosy. i uwielbiam cię taką, zmęczoną i spokojną. byle do następnego motelu, by pod prysznicem zmyć pył kolejnego dnia, leżeć nago pod ociężale obracającym się wiatrakiem, słuchając na AM lokalnej stacji z piosenkami tak zapomnianymi, jak miejsca, które zostawiliśmy za sobą.

slalomem ominiemy metropolię, w nozdrzach poczujemy jedynie ciężki smogowy aromat miasta. śpiewaj mi cicho, nuć pod nosem te swoje melodie. na następnej stacji ukradnę ci zbożowy baton, gdy w łazience będziesz wilgotnym ręcznikiem ścierać kolejny dzień z twarzy. w jednej z niezliczonych dusznych dziur zachodniego wybrzeża gapimy się w nocne niebo, ale i tak słyszymy leśne szelesty Oregonu, oddechy saren i szmer zimnych strumieni. mgły zamiast tańczącego pyłu.

chodź...

··· podkład muzyczny: EWA BRAUN, CIRCLE TAKES THE SQUARE

 

|discrust