:: więź

rozbłysk

zasłaniam ci oczy przewiewną chustką, chociaż i tak mocno zaciskasz powieki. dla pewności. dla mnie. ołowiano-fioletowe niebo opada ku nam ociężale, a ja opowiadam ci zmieniającą się fakturę chmur. na twoim lewym ramieniu przysiada ważka, drży przez kilkanaście sekund i zrywa się do lotu dokładnie wtedy, gdy o podłoże zaczynają uderzać gigantyczne krople ołowiano-fioletowego deszczu. trzymam cię za dłonie i prowadzę tam, gdzie pęka niebo. gdzie grzmią pięknie burzowe echa. pojedyncze jaszczurcze języki piorunów liżą powierzchnię morza i powracają w przepastną gardziel nieba. przyklejam się do ciebie. niech spłynie po nas toksyczna rtęć, niech znikną podwójne stany skupienia. niech to wszystko określa się swoim rytmem.

roztrzask

pozornie wszystko wygląda na normalne, a przecież nic się nie zgadza. rozkład pokoi, głosy matki [za]słyszane gdzieś z czeluści kuchni, przemykające przed oczyma kadry – świeże, a jednak nie twoje. uczestniczysz, choć tak naprawdę nie bierzesz udziału, wymazujesz siebie ze swoich-nie-swoich dni, miesięcy, lat... rozsypujesz przede mną historie; po raz pierwszy wysypujesz wszystko, jak nigdy dotąd. oczyszczasz się i ja cię zbieram w tej rozsypce. zabieram. sobie. delikatnie i nieśpiesznie wyciągam cię na powierzchnię, strząsam z ciebie kurz i skrzepy tego, co zaszło zupełnie przez pomyłkę. odwracasz się na chwilę za siebie. pod jednym twoim spojrzeniem ta gęsta fantasmagoria rozwiewa się w powietrzu. w pyle z tych starych gruzów widać wiatr.

rozwiew

lekki, urywany wdech i wydech – w oczekiwaniu na kolejne gorące krople rozpalające skórę, albo w oczekiwaniu na lodowe ukłucie. nie wiesz gdzie. najbardziej lubię, gdy lgniesz. wtedy wszystko idealnie się miesza, w proporcjach jakich się nauczyliśmy. nie widać już wiatru, bo pył dawno opadł, ale ów wiatr łaskocze cię za uchem, nasz ożywczy rozwiew. jest ci dobrze. wiesz gdzie jesteś. czujesz na swojej dłoni ciężar mojej. tak ma być.

tak jest dobrze...

· podkład muzyczny – Ionosphere, Bad Sector

 

|discrust