:: smoła

oczy otwarte, czy zamknięte — bez pieprzonej różnicy. przez skołatany łeb przewalają się postrzępione zdania i akapity z Lema, Sontag, Kirkegaarda, Jelinek. kawiarka bulgocze, gdy szpile zimnego powietrza wbijają się w kręgosłup; otwarte okno o piątej rano, jak niechciana akupunktura. w tle szumi Vltava, ta radiowa — zjebane poranki wypełnione są szumami wszelakimi. mało urokliwymi, dochodzącymi z zakamarków, zza ścian, zza okna. codzienny syk, trzask, jęk, wydech...

smoła oblepia podniebienie i język. miło i gęsto. nikną we tej smole smaki wszelakie, świat niknie, na cztery spusty zatrzaśnięty. w obawie przed matactwem, nie wypuszczają cię na zewnątrz, nie pozwalają na ławce w parku usiąść, przewietrzyć myślolabirynty. rzucasz więc kostkami i losujesz, co czytać.

wypluj tę truciznę.

••• podkład muzyczny: GODFLESH, NEUROSIS, LUSTMORD

 

|discrust