:: morskie oko
poprzegryzać ścięgna, wgryźć się w ciało, uwolnić więzy i sto razy umrzeć, po stokroć przestać istnieć, na sto lat zniknąć. tak trzeba, tak właśnie należy wkupić się w łaski nie-bycia.
za ścianą pęcznieją i mnożą się zwichrowane organizmy bez iskry stwórczej. przez pączkowanie, w nieładzie trwa wykwit profanum. za ścianą ma miejsce proces życia-gnicia, wypluwania zawiesiny z tkanek i wycieków. wszyscy mówią, że to całkiem normalne. kiwają głowami ze zrozumieniem, rozpadają się i wsiąkają w lichą glebę. w byle jak wykopane doły, sześć stóp pod powierzchnią...
na drodze do Morskiego Oka syf i pobojowisko. roztrzaskane bryczki stoją lub leżą w nieładzie. tu i ówdzie walają się osobiste przedmioty turystów; torebka, but, wybebeszony plecak, portfel z kartami kredytowymi. w chomątach i skórzanych zaprzęgach tkwią nieruchome góralskie truchła, zżerane przez robactwo wszelkiego autoramentu. widać padli już jakiś czas temu, wyczerpani do cna, ciągnąć bryczki z wkładem ludzkim.
w oddali słychać tętent kopyt. dźwięk końskiej gonitwy to znika między świerkami, to znów pojawia się i ulatuje w letnie niebo. stado z rozwianymi grzywami mknie przed siebie, jak nigdy dotąd. tak lekko! do przodu!
:: podklad muzyczny: FULL OF HELL, ASPHALT GRAVES