:: ławeczka

kiedyś sam zrobiłem prostą ławeczkę na skraju lasu. wziąłem z domu wymierzoną uprzednio sosnową deskę i dwa kawałki służące jako wsparcie. deskę wpasowałem między dwie brzozy rosnące jakieś półtora metra od siebie. po obu stronach, tuż przy brzozowych pniach, podłożyłem dwa kawałki podpierające siedzisko, wypoziomowałem całość i usztywniłem czterema solidnymi klinami, po dwa na każdą stronę. ławeczka była stabilna, a przy okazji nie kaleczyłem drzew gwoździami. stoi do dziś. od lat. przyłażę tam, aby posłuchać lasu, albo radia z dalekich stron. widzę z niej czubek dachu mojego starego domu pod lasem. kiedyś dosyć często w klapkach, z poranną kawą w termosie, łaziłem tam, by usiąść i pogapić się na beskidzkie szczyty.

dzisiaj też poszedłem, ale nie zastałem tam siebie. pusto. zdziwiłem się trochę. byłem przekonany, że przyjdę, jak zwykle. rozejrzałem się, usiadłem na chwilę. cisza. pozbawiona zwyczajowych dźwięków leśnych, głucha, niewygodna. góry na horyzoncie zaczęły falować dziwnie. tu i ówdzie nad szczytami pojawiły się czarne, matowe rozdarcia, jakby jakiś wielki pazur z drugiej strony ciął niebo, jak stare płótno... spojrzałem jeszcze raz wokół siebie, czy nie ma mnie gdzieś w pobliżu. nie było nikogo.

gdy wszystko zaczęło zapadać się w jakiejś niekontrolowanej implozji, tym bardziej upiornej, że bezgłośnej, dostrzegłem kątem oka jakiś ruch między drzewami. byłem pewien, że to ja, że dowiem się, co tu się, do kurwy nędzy, dzieje, że sobie wyjaśnię jak do tego doszło... tymczasem zza drzew i kilku krzaków dzikich malin wyłoniła się sarna. ostatnie, co widziałem, to jej piękne wielkie oczy. szkliste, mieniące się, ale potwornie zimne, bez iskry życia, nieruchome. potem już tylko potworny ucisk w głowie. świat mnie rozdrapał i zmiął. w ostatniej chwili usłyszałem jeszcze gdzieś w oddali przerywany trzaskami i interferencjami sygnał wywoławczy Radio Romania International na krótkich falach.

zostawiłem radio na ławeczce.

 

|discrust