:: ja wiem, ty wiesz

parująca herbata w dzbanku na drewnianym stole. pachnie dziką różą. perlą się na stole krople rosy. chłód poranka, posmak razowego chleba na języku. detale, pojedyncze dźwięki wsi i nieregularne podmuchy wiatru — wszystko to dociera do mnie nieśpiesznie, wnika w puchową otoczkę dnia, czyni szczegóły wyraźnymi. siedzę przed domem, piję herbatę i w myślach kroję dzisiejsze plany na mniejsze kawałki. GODFLESH monotonnie nadaje rytm tym myślom. jest przyjemnie zimno, a ciepło naparu równoważy temperatury; przymykam oczy na moment, poruszam palcami u stóp, odchylam głowę i czuję się cały, całością ową przytulony do siebie. sam ze skrawkiem dziejącego się prowincjonalnego świata.

smagnięty smugą benzynowego zapachu, wsiadam na skuter i jadę na targ. w płóciennej torbie lądują warzywa i owoce. w ludzkim gwarze rozchodzą się wonie natek marchwi i truskawek. barwami wszelakimi tryskają piramidy jabłek, papryk, brzoskwiń. siedzę na skuterze i jem powoli soczystą gruszkę. lepki sok ścieka mi po brodzie, wycieram go rękawem...

give me fire give me air give me fire give me fire give me air give me fire

... nucę pod nosem poranny GODFLESH, a mrowiska pomysłów na nowe historie poruszają się w swej masie, kłębią się, od podstaw po czubek, zaklęte w ruchu. ogonek po gruszce ląduje w trawie, a ja pędzę z powrotem, między szachownicami pól, w dół i w górę, falując wraz z krajobrazem beskidzkim, ukochaną moją mieszaniną wiejskich i leśnych faktur. na horyzoncie górski łańcuch wygrzewa się dumnie w słońcu, monumentalnie skrząc na wszystkie strony odcieniami zieleni.

rozbrzask

wysechł mi trawnik, stół i listki słoneczników rosnących pod ścianą. z domu, z parapetu kolczastym swym spojrzeniem, kaktusy omiatają przestrzeń, a w zrujnowanej stodole szpaki wrzeszczą wniebogłosy. pisze się dobrze, lekko się pisze, wylew myśli praskich, morawskich i śląskich opanowuje stronice starego notatnika. brulion. gładkie kartki. postrzępione, poplamione sokiem z czarnej porzeczki i palcami uwalonymi węglem drzewnym.

szumią mi Beskidy, świat mi szumem przewiewa beskidzko-śląska nić z zaplatanych setkami lat historii. tych naszych tutaj opowieści, tych moich. ściegiem nierównym, niespokojnym, nieuczesanym, buntowniczym, pokrywają one nasz kawałek świata. świata, gdzie czuć i żyć czasem bywa ciężko, lecz góry trzymają nas tutaj i tutaj mamy swe małe zakątki, w których mech wygodny jak łoża burżujów, gdzie drzewa jak baldachimy i niebo nocne jak czarny atłas, ukrywa nas przez pieprzoną betonozą olbrzymów miejskich, gdzie sygnał zanika i cieknie żywica — tak mocno, tak lepko, tak cudownie gorzko!

 

|discrust