:: halny

pada. szumiąca jednostajnie ściana deszczu. rozlew. przypomina mi się życie w lesie i ciężkie krople bębniące o dach drewnianego domu, który jęczał i trzeszczał przy większych podmuchach wiatru. pracował całą noc pod naporem halnego wiejącego od Słowacji. leżałem wtedy, gapiłem się w “trójkątny” sufit, a radiowa Dwójka w Muzyzcznej nocy Euroradia próbowała przebić się przez dudnienie wiatru.

nie zaśniesz przy halnym. myśli nie złożą się w spójną całość, a łeb będzie ci pękał od bólu i rozdrażnienia. niektórzy czują wtedy dojmujący niepokój, nieuzasadniony, ale wszechogarniający. flaki drżą, serce bije byle jak. chce ci się czegoś i masz wszystkiego dosyć – jednocześnie. halny, to górska bestia, demon łamiący więźby i ludzkie umysły.

gdy ty przewracasz się z boku na bok, albo wyglądasz za okno w atramentową czerń, gdy korony drzew jęczą głośno, ktoś gdzieś się wiesza, halny podcina mu żyły, albo włącza gaz w kuchence. skurwiel. nie wierzyłbym w te ludyczne opowieści, gdyby nie lata bytowania w miejscach, gdzie halny sieje spustoszenie. ludzie rankiem po takiej koszmarnej nocy, wyglądają dokładnie tak, jak ich podwórka. totalny rozpierdol, chaos i roztrzask.

co robić? nic. nie stawiać oporu. zwinąć się w opływową kulkę. nie ma tabletek na Naturę. na żywioł. niech wieje ci w plecy, a nie w twarz. dosłownie i w przenośni. znajdź sobie w skołatanej głowie zagłębienie i w nim się schowaj. żuj sosnową żywicę. pij wodę – nie wódkę. halny kocha pijanych z poobijanymi charakterami. robi z nich swoje pacynki, rzuca sobie nimi od ściany do ściany.

nie kłóć się z halnym, nie gadaj z nim, nie próbuj go przekrzyczeć. w przeciwnym razie halny połamie ci kości i skręci kark. jedno jest pewne: halny, to zryw. gwałtowność, która wytraca swój impet, zamiera i rozpływa się w leśnym gąszczu, pozostawiając po sobie spustoszenie. wtedy możesz rozprostować kości, albo zasnąć wyczerpany.

 

|discrust