:: fantasmagorie [3] (luty 2020)

Dark ambient oblepiający ściany, ściekający po szybach; po drugiej stronie deszcz – po tej stronie sunący niepokój, odbijający się echem gdzieś w głowie. Gdy gasną wszystkie światła, do życia budzą się nasze żałosne stand-by wszechświaty… Widać czerwone karły zasilaczy, mgławice diоd od TV, efajek, głośników… Pulsary ładowarek, migoczące gwiazdozbiory telefonów, powerbanków i barwne, zimne mgławice wydostające się spod bezprzewodowych myszek… Zimny, elektroniczny mikrokosmos. Promieniowanie rozlicznych punkcików zlewa się z darkambientowym lamentem. Zamykamy oczy i wyautowani z orbit naszych celów suniemy w kosmicznej ciszy jak mroźne, zbędne planetary. I znikąd pomocy.

***

Jak zwykle podróżuję czeskim pociągiem. Nawet gdy jestem w Polsce, w Rosji, czy w jakimkolwiek innym miejscu, zawsze zajmuję wagon z logiem: České dráhy. Nie przypominam sobie innego środka lokomocji. W czeskim składzie sunącym lekko po torach jak zwykle jest ciepło i przytulnie. Konduktor, bez względu na to, czy jest w doskonałym nastroju, czy ma kompletnie zjebany humor, nigdy nie sprawdza biletów. Pytam go o szczegóły trasy, a on grzecznie odpowiada, sprawdza połączenia w wielkiej księdze kolejowej. Jadę więc do Kanady czeskim pociągiem, a wraz ze mną kumple z technikum. Albo rozwalamy się z Wierą z Petersburga w separatce i jedziemy do Włoch. Albo sam jak palec jadę czeską koleją do Jastrzębia na hokej. Problem jednak w tym, że gdy podróż zbliża się ku końcowi, zawsze coś jest nie tak. Okazuje się, że zapomnieliśmy się przesiąść w którymś momencie, że w ogóle wsiedliśmy w nie ten pociąg, albo pytam współpasażerów gdzie właściwie jedziemy, a oni odpowiadają mi w językach, których nie rozumiem. Ten stan kompletnej dezorientacji miesza się z łoskotem kół pociągu, potęgując panikę. Jeśli podróżuję z kimś, wtedy niemal zawsze gubię tego człowieka w atmosferze kompletnego zamotania. W efekcie wracam do domu sam. Wracam sam, ale już nie pociągiem; w zasadzie jeszcze nie odkryłem czym się wtedy przemieszczam. To tak, jakby niepowodzenie w dotarciu do celu było tak żałośnie kompromitujące, że ze wstydu zapominam jak wróciłem.

 

|discrust