:: acta, non verba
przećpałem się słowami, zatrułem się słowną pulpą. rzygam krwią i pojedynczymi ścięgnami, niestrawnymi spójnikami. ostre diakrytyki, jak ości, wbijają się w przełyk.
to, co jeszcze zostało w głowie, kotłuje się bezładnie, gubiąc wcześniejszy szyk i elegancję. swobodnie płynące wstęgi zdań zamieniają się w pętle, zaciskają się coraz mocniej i nie pozwalają oddychać. wypluwam pojedyncze kolce-przecinki, które niegdyś w uroczym ładzie oddzielały poszczególne sentencje, ledwo uchwytne subtelności i meandrujące opowieści możliwe do złapania tylko w tej specyficznej atmosferze zakołysania.
teraz kołysze się wszystko wokół, w rytm dławienia się i wypluwania tego, co jeszcze pozostało. historie z opóźnionym rozkładem. kwaśne pejzaże, rozdrobnione i trudne do rozpoznania ścieżki; ze zdziwieniem patrzę na to, co zwracam...