:: Szczepan Twardoch – Drach
To świetna książka. Ciężko mi się „rozpędzić”, by rozwinąć to pierwsze, bardzo niekonkretne zdanie. Chciałbym zachwycić się Drachem tak, jak Morfiną – wcześniejszą powieścią Twardocha, ale odbieram ją jakoś spokojniej. Nie mam śląskich korzeni, ale Śląsk jest mi niezwykle bliski (bliższy kulturowo w warstwie gwary, mentalności, terytoriów i przyjaźni, aniżeli moje autentyczne góralskie pochodzenie, którego nie kultywuję i… nie lubię); kiedy zacząłem czytać Dracha, cieszyłem się jak dzieciak z dwóch powodów: po pierwsze Autor wplata w powieść całe mnóstwo dialogów po śląsku, a po drugie terytorialnie jego wielopokoleniowa epopeja toczy się w tej części Śląska, którą znam i lubię najbardziej (najogólniej rzecz ujmując – Gliwice i okolice). Dość powiedzieć, że wielokrotnie czułem się tak, jakby Twardoch przenosił mnie w miejsca, w których już byłem, chociaż tym razem widziałem to wszystko w sepii i monochromie jego opowieści. Najłatwiej moglibyśmy powiedzieć, że Drach, to saga rodzinna zanurzona w narracji, która pozwala nam patrzeć na losy bohaterów przez czasoprzestrzenny kalejdoskop, gdzie obie wojny światowe, marazm komunizmu i czasy nam współczesne wnikają w życie kilku pokoleń jednocześnie, a my patrzymy na to z góry (od środka?) – na ten mały wycinek polsko-śląsko-niemieckiej ziemi, na małą ojczyznę, na małe-wielkie śmierci i afekty, na ludzką historię rozumianą jako ciągłość, ale ciągłość przewrotną, chwiejną, gdzie los, kula z karabinu, uniesienie, zawał serca, butelka wina zmieniają wszystko, literalnie wszystko. Świniobicie opisane na początku powieści i sarny obecne w każdej jej części, to mistrzowskie alegorie, metafizyczne nici jakimi Twardoch zszywa ten ołowiany, rozorany historycznie i kulturowo Śląsk. Chociaż nie – nie Twardoch spaja tą historię. Ziemia ją spaja. Wilgotna, czarna ziemia – świadek wszystkiego, co w Drachu opisane. W ziemi węgiel, a na ziemi gruby i familoki. W ziemi krew i pokoleniowe szepty. … a ja stoję na Pszczyńskiej w Gliwicach i na przystanku łapię stopa („wracasz z Hanysowa do Gorolewa” – mówi mi kumpel). Mijam Przyszowice, Mikołów, a przede mną Tychy i Bieruń… Za plecami mam tą część Śląska, którą tak bardz lubię… To tam ziemia wciąż opowiada historię, którą w Drachu opisał Szczepan Twardoch…
║▌║▌█║ 🄯 by discrust ▌│║▌║▌