:: Maciej Jastrzębski – Matrioszka Rosja i Jastrząb

Chyba każdy poważniejszy dziennikarz, korespondent czy reporter, który „liznął” nieco Rosji, nie potrafi oprzeć się pokusie napisania książki o tym, co zobaczył i przeżył w tym kraju. Nie inaczej jest z Maciejem Jastrzębskim, który przez kilka lat był korespondentem Polskiego Radia w Białorusi, Gruzji i w Rosji właśnie. Okres obejmujący jego pobyt w Moskwie opisał w Matrioszce…

Skończyłem dziś czytać tą barwną książkę i przypomniała mi ona nieco inną opowieść o Rosji: Gogola w czasach Google’a, Wacława Radziwinowicza. Skojarzenia związane są z „zachłyśnięciem się” Rosją, z mieszaniną ekscytacji i przeciążenia „ruską materią”. Mimo wszystko Matrioszka Rosja…, to nie zbór reportaży o Rosji. To mocno nieuczesana opowieść, snuta z mieszaniną pośpiechu i zadumy. Autor krok po kroku poznaje Moskwę i Rosję; sposób w jaki opisuje swoje przeżycia, oddaje zapewne specyfikę i wyjątkowość owych przeżyć.

Książka podzielona jest na części i rozdziały. Zdawać by się mogło, że ta systematyka pomoże nam spojrzeć na Rosję oczyma Jastrzębskiego. Szybko okazuje się jednak, że jest to złudna nadzieja. Mamy do czynienia z rosyjskim misz-maszem. Historia Rosji plącze się ze współczesnością, wątki dotyczące budowy moskiewskiego metra przenikają się z mitami dalekich narodów Syberii, meandry rosyjskiej kuchni z tajemnicami Kremla, a Putin z carami i oligarchami. Na początku lektury trochę drażnił mnie ten mix, ale szybko okazało się, że konwencja tej książki odpowiada zasadniczej trudności: nie sposób ogarnąć Rosji w tak skromnej (acz wielce urokliwej!) publikacji…

Co, według mnie, stanowi atut Matrioszki…? Fakt, że jest to kolejny krok na trudnej drodze wzajemnego zrozumienia pomiędzy nami, a Rosjanami. Piszę: „nami”, mając na myśli wszystkich po zachodniej stronie rzeki Bug – zarówno rusofobów jak i ludzi kompletnie obojętnych na sąsiadów ze Wschodu, czy wreszcie tych, którzy mniej lub bardziej ostrożnie nazywają siebie rusofilami. Na tej płaszczyźnie książka Macieja Jastrzębskiego przybliża nam nieco Rosjanina, do którego jeszcze nie przywykliśmy. Do człowieka przychylnie patrzącego na Polaków, ale zanurzonego wiecznymi fochami historycznymi, jakie zdarza się strzelać nad Wisłą. Do kogoś zabłąkanego w labiryncie sowieckich zaszłości, ale dumnego z całokształtu swojej bogatej historii. Do kogoś, kto pije, kocha, wścieka się, kto przy odrobinie szczęścia otworzy się przed nami, a my zobaczymy przestrzeń o wiele bardziej złożoną, aniżeli ciasny stereotyp „szalonej, słowiańskiej duszy”.

Autor zresztą podkreśla wielokrotnie jakże oczywisty, a jednak często pomijany przez nas fakt: Rosja, to wielokulturowy tygiel, kipiący setkami języków, tradycji, zwyczajów. Wielonarodowość i wieloetniczność Rosji, to jej budulec, istota.

Jastrzębski pisze: Jedni Rosjanie widzą w nas „słowiańskich braci”. Inni nabzdyczonych, pełnych pretensji Polaczków. Jeszcze inni naród dzielny i wykształcony. Historia kontaktów Polaków z Rosjanami plecie się jak długi warkocz. Nie ma takiej siły, która rozerwałaby splątane włosy.

Nie sposób nie przyznać mu racji. Matrioszka…, to jedynie pojedyncza relacja ze spotkania z krajem, o którym wciąż wiemy niewiele. Jest to jednak relacja niebagatelna, pomagająca nam rozwalać w głowie stereotypy i chore uprzedzenia wobec Rosji i Rosjan. Lektura obowiązkowa!

Często zdarza mi się zaczynać dzień od yerby, albo od kawy i rosyjskiego radia. Na początek reżimowe ВестиФМ, potem opozycyjne wobec Kremla Эхо Москвы i Радио Свобода. Rzut oka na portale rosyjskie… W międzyczasie zawsze odezwie się ktoś znajomy z Rosji, ze zwyczajowym: Привет! Как твои дела? (Cześć! Co u ciebie słychać?).

Jedni dopiero co przecierają oczy w Piertrozawodzsku, albo w Petersburgu, inni piszą już do mnie z pracy w Czelabińsku, Nowosybirsku czy w Omsku. Polina, znajoma o polskich korzeniach relaksuje się już po pracowitym dniu w Pietropawłowsku Kamczatskim.

Z jednymi unikam politycznych tematów, ponieważ okazują mi ostentacyjną ambiwalencję w tych kwestiach, inni natomiast przejawiają rozgoryczenie z powodu kagańca, jaki Putin nałożył na rosyjskie społeczeństwo. Inni natomiast niemal euforycznie dyskutują ze mną o kolejnej rozbitej demonstracji w Moskwie, o problemach z korupcją w ich mieście, o chorej biurokracji i zasyfionych, betonowych klockach w Tomsku.

Wszyscy moi rosyjscy znajomi, bez wyjątku, są niezwykle przyjaznymi i otwartymi ludźmi. Oprócz jednej jedynej sytuacji (mało znaczący, osobisty incydent), nigdy nie zdarzyło mi się, aby spotkało mnie cokolwiek przykrego ze strony Rosjan. Rzadkie spotkania z przyjaciółmi tylko cementują i pogłębiają znajomość. Nauczyłem się z biegiem czasu, by luzować zawziętość w wyjaśnianiu własnego historycznego punktu widzenia odnośnie relacji polsko-rosyjskich. Dopiero gdy stajemy przed Rosjaninem bez historyczno-politycznego „pancerza ochronnego”, uświadamiamy sobie, że nawet w najbardziej drażliwych i bolesnych sprawach możemy znaleźć nić porozumienia.

Każdy z moich rosyjskich przyjaciół jest wyjątkowy, niepowtarzalny, z wadami i morzem zalet. Rzadko zdarza mi się z kimś pokłócić, nawet jeśli rozmawiamy o Katyniu, Czeczenii czy Ukrainie. Każdy dzień, każde kolejne spotkanie z Rosjanami tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że Rosja zasługuje na naszą przyjaźń i uwagę – na przekór wszelkim politycznym świniom po obu stronach. Nie wspominam już o tym, jak mocno można zakochać się w Rosjance; skądinąd znane mi uczucie, na zawsze pozostanie w mojej pamięci… :)

║▌║▌█║ 🄯 by discrust ▌│║▌║▌