:: fantasmagorie [4]

szeroka alejka będąca jednocześnie wyjściem z parku. wszystko wokół w barwach nordic theme (ostatniego krzyku mody wśród screenshot-onanistów na reddicie)... zimnoniebieska, chyba zimowa, mgiełka roztacza się nad zahibernowanymi, zimnoniebieskimi trawnikami. bezlistne konary klonów przesycone wilgocią... ktoś za mną idzie, wyraźnie przyśpiesza. nie odwracam się, jakbym czekał cierpliwie, aż tajemnicza osoba zrówna się ze mną. pachnie piernikami, a ja mam zdecydowanie zbyt jesienną kurtkę, w której marznę. słyszę kroki tuż za plecami.

widziałeś? najnowszy numer! – słyszę beztroski, jakże znajomy głos. to ewidentnie beztroska podszyta niecierpliwością i podnieceniem.

odwracam lekko głowę, ale nie widzę jej. wiem, że tu jest, wiem doskonale, ale nie mogę jej dostrzec. to s., moja niegdysiejsza najbliższa przyjaciółka, obecnie znana pisarka. podaje mi egzemplarz jakiegoś pisma (skąd, do cholery, wiem że to gest podawania mi czegokolwiek, skoro wciąż stoję na środku alejki i trzymam w dłoni tłusty egzemplarz jakiejś gazety, a wokół mnie nikogo nie ma?)... wertuję pośpiesznie strony; magazyn wyraźnie nawiązuje graficznie do New Yorkera, a jednocześnie przypomina nasze Książki.

przeczytaj tutaj – słyszę głos.

zatrzymuję wertowanie. wielkie zdjęcie s. lekko stylizowane, czarno-białe: s. siedząca na parapecie. za wielkim oknem Odra, Wrocław (dlaczego akurat Breslau? skąd?!), spokojny półprofil. stronice pachną paczulą. tuż pod zdjęciem mrowie tekstu. jedna, dwie... cztery stronice gęstej literackiej analizy z wytłuszczonymi podtytułami nawiązującymi do susan sontag i virginii woolf. uśmiecham się do tych kolumn tekstu, mam wrażenie jakbym już to wszystko przeczytał i delektował się z błogością tym zadowoleniem. spoglądam za siebie, ale s. [wciąż] nie ma...

... skręcam z parku idąc jakąś kompletnie mi obcą ulicą (magazyn, który dała mi s. trzymam pod pachą). drażni mnie mżawka, drażni mnie niby-światło przedzierające się przez szczelną nordic-kliszę ciężkich chmur. tuż przede mną sporej wielkości podwójne metalowe drzwi. stoję przed jakimś pofabrycznym klubem, tu i ówdzie hipsterka jara czeskie fajki eukaliptusowe, jakaś krzykliwie ubrana gówniara udziela radiowego wywiadu, używając słów takich jak “koincydencja”, “przedmurze”, “koloryt”, “druzgocące”, “tragedia”... wiadomo, dlaczego tutaj przyszedłem! przecież to spotkanie z kieślowskim! wchodzę do środka. tłum pije driny, piwo i jakieś wymyślne vegan koktajle. skręcam fajkę, machinalnie rozglądam się wokół. wyjmuję zapalniczkę, zapalam. wyraźny aromat świeżego, wędzonego turnera unosi się ku górze... nieopodal na niewielkiej scenie przeciętej dwoma żółtymi reflektorami stoi krzesło, niepozorny okrągły stolik z dwiema butelkami wody, szklanką i popielniczką wielkości głębokiego talerza obiadowego. podchodzę bliżej, przedzieram się przez intelektualną tłuszczę miasta. patrzę jeszcze raz na puste krzesło.

odwracam się do tych wszystkich oczekujących, stłoczonych ludzi...

“spotkania nie będzie, albowiem pan kieślowski nie żyje”.

jestem przekonany, że wypowiadam te słowa w kierunku nazbyt hałaśliwego audytorium, ale to nieprawda. niczego nie wypowiadam. budzę się.

✩ ✩ ✩

“fantasmagorie”, to cykl senny, który zapoczątkowałem przed laty na moim blogu discrust.pl (tutaj można przeczytać archiwalne wpisy tego cyklu). to historie mocno surrealistyczne, swoisty mix zapamiętanych strzępów marzeń sennych i obrazów na pograniczu snu i jawy. wykwit mojej głowy zmęczonej do cna bezsennością...

podkład muzyczny: Agnosy, Shitstorm, Psychonaut 4, None, Morrow

║▌║▌█║ 🄯 by discrust ▌│║▌║▌