:: D.Kania, J.Targalski, M.Marosz – Resortowe dzieci. Służby

Resortowe dzieci. Służby… Cegła. Żółta cegła. Blisko tysiąc stron kolejnego (drugiego już – po Mediach) tomu z serii Resortowe dzieci, popełnionego przez trio: Targalski – Kania – Marosz. Postanowiłem kupić kolejną część odysei prawicowych węszycieli komuszych złogów w III RP, albowiem pierwsza część w dosyć przystępny politycznie sposób ukazała, iż rodzinne oraz okołorodzinne koneksje rodem z komunistycznego reżimu nie tylko pomagają w karierze zawodowej, ale i utrwalają to, o co tak usilnie walczyła michnikowszczyzna – postkomunistyczny consensus i patologiczne status quo w dyskursie społeczno-politycznym. Co prawda obecnie (ściślej – po wyborach prezydenckich i po relatywnym sukcesie Kukiza) Wybiórcza i przyjaciele w lekkim zamotaniu pierdolą tak krzywe bzdury, że pękać ze śmiechu można każdego dnia (znowu – polecam poranki w radiu TOK FM, TVN24, Politykę… długo nie da się tego łykać, ale… warto spróbować) niemniej właśnie w podobnych sytuacjach doskonale widoczna jest mentalność tego środowiska.

Tom poświęcony służbom specjalnym konstrukcyjnie jest bliźniaczo podobny do tego nt ludzi mediów. Czyli mamy sylwetkę człowieka w kontekście współczesnych wydarzeń społeczno-politycznych, po czym Autorzy sięgają do dokumentów i faktów z przeszłości, ukazujących komunistyczny rodowód delikwenta /-tki. W 99% przypadków mamy do czynienia z rodzinną „tradycją” umacniania ludowej ojczyzny w strukturach MBP, MON, WSW, UB i SB. Ten sam schemat powtarzany jest w przypadku męża / żony bohatera danego rozdziału, względnie w stosunku do dzieci, które dzięki wtykom starych, panoszą się obecnie w biznesie, czy – po linii rodzinnej – w służbach.

Po 1989 i później, po stworzeniu w „wolnej i demokratycznej” RP struktur WSI, UOP-u (a potem ABW i AW), spora część komuchów wysługujących się sowieckiej machinie – po „pozytywnej weryfikacji” – przeszła automatycznie na etaty w służbach „niepodległej” Polski. Maleńki wycinek tychże mamy na okładce książki: ryje doskonale znane z medialnych ruchawek w jedynie słusznych gazetach i telewizjach. Profesjonaliści, fachowcy, legendy – różnie się ich określa… Wszyscy bez wyjątku z komuszym rodowodem, z ojcami i dziadkami w służbie jednego z najkrwawszych reżimów… Grubo przed Okrągłym Stołem, ekipa Jaruzela (m.in. na czele z Cioskiem i Rakowskim) tworzyła nie tylko scenariusze podzielenia się władzą z „konstruktywną opozycją” (jak nazywano kolesi z otoczenia Kuronia, Mazowieckiego, Geremka i Michnika), ale i próbowała – przewidując rozjeb tego kalekiego systemu – dostosować operacyjną strategię służb do nowych (w domyśle – zbliżających się) warunków ekonomicznych. Przy aprobacie Kiszczaka i innych czołowych zbrodniarzy, oficjalnie i na niejawnych etatach, agenci komunistycznych służb specjalnych (oraz bohaterowie Resortowych dzieci) zaczęli tworzyć spółki polonijne, mniej lub bardziej fikcyjne biznesy, gdzie pod przykryciem inwigilowano politycznie niewygodnych partnerów, albo gdzie (po prostu) wyprowadzało się kasę „socjalistycznej ojczyzny” na prywatne konta. Ciekawym wątkiem tej książki jest Komorowski, prezydent ex, człek zżyty z kumplami z WSI na zabój. Warto zapoznać się ze szczegółowymi (naprawdę szczegółowymi!) informacjami na temat tego gościa i jego rzekomej transparentności w życiu publicznym / opozycyjnym. Powtórzę to, co napisałem przy okazji recenzji Resortowych dzieci nt mediów: cały ten Frondowski projekt wydawniczy uznałbym za kolejne popłuczyny prawicowych frustratów (tym bardziej, że Targalski – współautor serii – nie jest jakimś diamentem błyszczącym, o czym przekona się każdy, kto – idąc metodą Autorów – pogrzebie w jego życiorysie), gdyby nie fakt, że jednak cykl ten jest naprawdę rzetelny pod względem faktograficznym. Naprawdę. Można stroić kwaśne miny i krzywić ryje, jak czynią to Blumsztajn, Paradowska, Wielowieyska, Lis, oraz kilku bohaterów „żółtej cegły” (oni krzywią ryje z… kamienną twarzą, jak na samca-agenta przystało) – nie zmieni to jednak faktu, że rodzinne koneksje i tradycje, czasem świadomie podtrzymywane w kolejnym pokoleniu, czasem siedzące za skórą, wyłażą w tzw. „wolnej” Polsce. Ludzie Kiszczaka nie spalili wszystkich akt; mania inwigilacji, żądza prześladowań była tak ogromna, że papier – który, jak wiadomo, przyjmie wszystko – nie kłamie. Są dokumenty, wnioski o przyjęcie do służby, wiernopoddańcze onanizmy ku chwale PRL i ZSRR. Są podpisy, fakty. Nienawidzę apelować do kogokolwiek, zwłaszcza, gdy idzie o historyczny syf za paznokciami „wolnej Polski”, ale tutaj chciałbym zasugerować entuzjastom obecnego porządku, aby skusili się i przeczytali tą cegłę. Czyta się długo i nuda wkrada się w sam proces zaznajamiania się z treścią (co jednak wychodzi na dobre, albowiem poznajemy krok po kroku, wraz z dokumentami i niepodważalnymi faktami, o co kaman), ale lektura włazi „w krew”.

Wiem, brzmi to cholernie dziwnie z ust anarchisty; po prostu ubolewam nad faktem, że środowisko wolnościowe (względnie radykalna, wolnościowa, nieautorytarna lewica [hehehhe, dygresja: brzmi to zabawnie w czasach, gdy nawet popaprańcy z Sejmu, w stylu Rozenka czy „ultra-lewicowej” Nowickiej, to lewacy]) nie potrafi wyjść na zewnątrz ze swoją (jeszcze bardziej radykalną) krytyką III RP, jako struktury quasi-wolnej. Co bardziej nierozgarnięty i tępawy również mnie nazwie lewakiem, co zrobić… :) Kwas, porażka i skandal w związku z „żółtą cegłą”!

Fronda, super-katolski głos w nielicznych domach i głowach, niszowe wydawnictwo z bajdurzeniami o duchu świętym, miłosierdziu i tym podobnym idiotyzmom, dała dupy! Otóż wydała 920 stron w sposób mega-skandaliczny! Oglądałem na youtube kilka spotkań autorskich, gdzie wydawca z Frondy onanizował się wzrostem sprzedaży (między słowami?), całe prawicowe towarzystwo klaskało, a nikt z sekty nie zwrócił uwagi na to, że… w XXI wieku nie klei się takiej ilości stron! Płacisz za książkę, otwierasz ją, czytasz… Dochodzisz do strony 390. albo 510. i to wszystko się rozkleja! Ja naprawdę pamiętam pismo Fronda, pamiętam Lewą Nogą i pamiętam Mać Pariadkę w małym formacie… Po prostu pamiętam te czasy! Panowie z Frondy!!! Czas przeznaczyć zysk z serii Resortowe dzieci na to, by książka nie rozpadała się w czasie czytania! Ja oddam swój egzemplarz Resortowych dzieci. Media, za darmo komukolwiek, kto zamieni się ze mną za jakąś ciekawą historyczną książkę (względnie literatura faktu). Albo oddam komuś, kto naprawdę chciałby przeczytać, a nie stać go na kupno – tylko koszty wysyłki! Piszcie! Po prostu nie nabijajcie kabzy ludziom którzy, wydali gruby tom po amatorsku! Ja swój oddam / zamienię!

║▌║▌█║ 🄯 by discrust ▌│║▌║▌