:: Barbara Demick – Światu nie mamy czego zazdrościć. Zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej
Książkę pochłonąć można w jedno popołudnie. W istocie właśnie tak się ją czyta; nie sposób się oderwać, czytać o Korei Północnej na raty.. Barbara Demick udostępniła światu ważną publikację – reporterski obraz koszmaru życia w tym ostatnim zamordystycznym skansenie komunistycznym. Autorka będąca dziennikarką „Los Angeles Times” (m.in. w Europie Wschodniej, w Pekinie i Seulu), podjęła się trudnego zadania: opisała w swojej książce autentyczne losy uciekinierów z Korei Północnej, jak również losy ich krewnych i najbliższych, którzy pozostali w państwie Kimów – stalinowskiej monarchii dziedzicznej, ostatniej takiej na świecie.
Wiemy doskonale, jak skąpe wiadomości docierają do nas z Korei Północnej. Każda publikacja jest zatem, jeśli nie na wagę złota, to na pewno ważnym krokiem ku zrozumieniu dramatu mieszkańców tej części Półwyspu Koreańskiego. Światu nie mamy czego zazdrościć… jest właśnie kolejnym promykiem rzucającym nieco światła na potworności, jakich dopuszcza się reżim z Pjongjangu.
Książka ta, jako reporterskie świadectwo jest niezwykle wartościowa, albowiem opowiada o losach ludzi z krwi i kości, bez koloryzowania rzeczywistości. W tym sensie czyta się ją z niezwykłą uwagą.
Po lekturze odczuwa się jednak pewien niedosyt. Niedosyt ten poczuje każdy, kto interesuje się historią i obecną sytuacją w tym najbardziej odizolowanym kraju świata. Pamiętam, jak przed wielu laty rzucałem się na każdą publikację nt Korei Północnej. Pamiętam pierwszy szok po obejrzeniu Defilady (dokumentu Andrzeja Fidyka z 1989 roku). Przywołuję w pamięci godziny jakie spędzałem w bibliotekach, by wyszperać cokolwiek dotyczącego reżimu Kim Ir Sena, popołudnia w Pradze gdy zaczytywałem się w czeskich reportażach o uciekinierach z północnokoreańskich miast i wsi… Nastała era internetu i możliwość oglądania filmów dokumentalnych i czytania o sytuacji w Korei Północnej z innych źródeł, niż polskie; zaliczyłem wiele nieprzespanych nocy, by liznąć wszystko co tyczy się tego tematu.
Książka Demick jest wyjątkowa w takim sensie, w jakim wyjątkowa jest każda próba dotarcia do prawdy o dramacie poddanych komunistycznego terroru koreańskiego. Znikoma ilość materiałów źródłowych, relatywnie niewielkie grono reporterów i badaczy stale zajmujących się tym zagadnieniem i wreszcie medialne „znużenie” w skali światowej (zwłaszcza zaś w regionie) – to wszystko sprawia, że każda publikacja jest cennym źródłem informacji.
Wyjątkowość i niepowtarzalność losów każdego uciekiniera z Północy stanowią oś ciężkości tej książki. Dramatyzmu dopełnia fakt, iż niemal każda z osób decydująca się na ucieczkę z Korei Północnej, pozostawiała na miejscu kogoś bliskiego. Dzieci, małżonków, dziadków, wnuków, rodziców, rodzeństwo… W 99 procentach przypadków byli oni aresztowani przez północnokoreańską bezpiekę. Albowiem odpowiedzialność za nieprawomyślne czyny w Korei Północnej ponoszą wszyscy członkowie rodziny do trzeciego pokolenia. Korea Północna od samego zarania jest reżimem patologicznie łączącym stalinowską wersję marksizmu (zmodyfikowaną o wiele bardziej, aniżeli w maoistowskich Chinach, czy w Kambodży, Pol Pota), konfucjańską ortodoksję podległości i posłuszeństwa z nacjonalizmem i quasi-religijnym, fanatycznym oddaniem dla Wodza.
To wszystko znajdziemy w książce Barbary Demick. Przeczytałem ją, jako rzetelny dokument, autentyczne świadectwo tych, którzy ośmielili się uciec. Słowo „ucieczka” jest jednak eufemizmem. Głód, upodlenie i zezwierzęcenie, jakiego doświadczają obywatele KRLD, są jedną stroną medalu. Stroną drugą jest próba odnalezienia się w realiach kapitalistycznych (nomenklatura na linii: kapitalizm vs komunizm jest w tych przypadkach oczywistą konsekwencją przeżyć każdego uciekiniera), zmaganie się z traumą po gwałcie, jakiego doświadczyła (i wciąż doświadcza!) każda ofiara reżimu Kimów.
Mamy świadomość, że o wszystkich zbrodniach i o samej istocie tego skurwiałego systemu dowiemy się dopiero po jego upadku. Dopiero wtedy zaleje nas fala relacji, świadectw, dokumentów i faktów – bez cięć i cenzury. Nie będę tu zgrywał domorosłego analityka, którym oczywiście nie jestem, ale nie sądzę by ten ohydny komuszy skansen przetrwał po tym, jak zdechnie, bądź przestanie nim rządzić Kim Dzong Un.
Niepokoi mnie coś zupełnie innego… Jako maniak radia i zakresu fal krótkich, niemal codziennie słucham audycji z Wietnamu, Japonii i z… Korei Południowej (wszystkich w/w słucham po rosyjsku). KBS Radio (Korean Broadcasting Service) nadaje codzienne audycje w wielu językach. Co roku otrzymuję listy od redakcji, naklejki, kalendarze, gadżety z Południa. To zwyczajowa praktyka każdej krótkofalowej radiostacji; każdy słuchacz z Europy jest dla nich rzadkością… Na czym polega mój niepokój? Otóż w sensie prawnym obie Koree są wciąż w stanie wojny, a formalnie każdy obywatel Północy jest jednocześnie obywatelem państwa ze stolicą w Seulu. To olbrzymie ułatwienie dla uciekających z Korei Północnej, ale – słuchając codziennie serwisów z Seulu, w których zawsze znajduje się kilka minut na poruszenie tematu Północy – potencjalny problem dla Korei Południowej. Burżujska gospodarka Seulu i konsumpcyjne społeczeństwo Korei Południowej, są kompletnie nie przygotowane do ewentualnego napływu fali uchodźców z Północy w przypadku upadku rzeźni Kim Dzong Una. Najbardziej ostrożne szacunki mówią o koszcie ponad biliona zielonych… Nie wydaje mi się, że władze Południa otulą wszystkich obywateli Północy empatycznym i finansowym kocykiem, gdy padnie „ludowo-demokratyczny” gułag ze stolicą w Pjongjangu.
Przeczytajcie tą książkę. Demick napisała bowiem kawał dobrego reportażu, unikając prostackiego patosu i uogólnień. Opisała przejmujące losy tych, którzy będąc teraz bezpiecznymi, poza zasięgiem komunistycznej maszynki do mięsa, toczą wewnętrzną wojnę ze wspomnieniami, wyrzutami sumienia i z wdrukowanym w ich umysły kodem śmierci, opresji i ideologii północnokoreańskiego zamordyzmu…
- * *
Garść informacji nt północnokoreańskiego radia słyszalnego w Polsce…
Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna nadaje codzienne audycje na falach krótkich. Nadawane są w godzinach popołudniowo-wieczornych (czasu polskiego), niemniej z uwagi na słabą moc nadajników (i zapewne przekaźników w Albanii), dosyć trudno złapać je w Europie.
W Polsce KRLD słyszalna jest po rosyjsku i angielsku. Jakość sygnału zależy od czułości odbiornika, warunków atmosferycznych i miejsca odbioru. Standardowe, stare analogowe odbiorniki krótkofalowe są raczej bezużyteczne – ich czułość jest zdecydowanie za słaba, by odebrać sygnał z Pjongjangu.
Na profesjonalnych odbiornikach Degen i Tecsun, odebrałem sygnał z Korei Północnej kilkadziesiąt razy, zazwyczaj wtedy, gdy propagacja fal słonecznych temu sprzyjała. Jakość sygnału jest dosyć licha, aczkolwiek audycje bywają zrozumiałe (szczególnie poza miastem, w lecie i w czasie bezchmurnych zimowych nocy). Codziennie każda radiowa audycja dla zagranicy rozpoczyna się hymnem Korei Północnej, po czym następuje zwyczajowy orgazm pochwalny ku chwale Marszałka (Kim Ir Sena), Ukochanego Przywódcy (Kim Dzong Ila) i – obecnie – Kim Dzong Una.
Audycje w językach europejskich są „nieco” wyważone pod względem propagandowym, ale i tak po kilku minutach nikt normalny nie uzna ich za poważne, rzetelne i miarodajne. Śmierdzi fanatyzmem i propagandą. Niemal zawsze pod koniec audycji następują spore interferencje i zakłócenia. Czasem sygnał KRLD (na południu Polski) nie jest słyszalny tygodniami, a nawet przez kilka miesięcy.
║▌║▌█║ 🄯 by discrust ▌│║▌║▌