:: dobry dzień

Beskidy się mienią, lśnią, błyszczą... wiatr i rozbłyski słoneczne między sosnami — dzień wyrwany z łap gorących, betonowych wyziewów miasta, dzień leśnego światłocienia. wszystko wokół uspokaja i oddala od fantazmatów. nie chce mi się nawet wyjmować książki z plecaka. las mi opowiada historie urywane, bez początku i końca, brzmiące naprawdę.

pies, leżąc na trawie unosi łeb, z przymrużonymi oczyma łapie zapachy niesione przez leniwe podmuchy. wzdycha głęboko i zaczyna drzemać. mam ten dzień, psa obok. beskidzka przyroda sypnęła swym bogactwem, pochłonęła mnie, ukryła. szpak śmignął zwinnie między drzewami i zlał się ze słonecznym powidokiem — jak strzępy niedawnych wspomnień, zniknął w leśnej głuszy, poleciał w sobie znanym kierunku.

las oddala od nagromadzonych, rozedrganych szkiców w głowie. myślowy brudnopis zawalony setkami opowieści z powyłamywanymi nogami, zabazgrany, ciężki od pytajników; zostawiłbym to wszystko pośród ściółki, gdybym tylko mógł.

Lora kładzie mi łapę na udzie. psia bliskość pozbawiona warunków wstępnych. luuuuz, jestem tu! — mówią mi te brązowe, lśniące oczy. luuuuz, wiem, piesku!

rozlał mi się ten dzień. wsiąkł w ziemię, został tutaj. też bym tu został. przyjdzie jednak wracać do betonu i rozkruszenia.

··· podkład muzyczny: FEE. – Zwei Jahre

 

|discrust